Obiektywny POradnik
Ferie zimowe już za nami i myliłby się ten, kto pomyślałby, że był to czas jałowy, będący czymś w rodzaju sezonu ogórkowego. W ostatnich dniach Europa żyła brukselskim szczytem Unii Europejskiej i wypracowywaniem kompromisu w sprawie budżetu na lata 2014-2020. Po kilku dniach od szczytu, gdy emocje już opadły, trzeba wyraźnie przyznać, że wydarzenie to miało wymiar historyczny. Wynegocjowane przez premiera i rząd 73 miliardy euro dla Polski w ramach polityki spójności to wielki sukces. Według bieżącego kursu walutowego to 303 mld złotych. Jak duże to osiągnięcie niech świadczy fakt, że to właśnie Polska jest największym beneficjentem podziału unijnego budżetu. Otrzymaliśmy więcej niż w poprzednim w budżecie 2007-2013 i nieco więcej od naszych oczekiwań, a nawet od obietnic wyborczych Platformy Obywatelskiej, czyli słynnych już 300 mld. Nasze 73 mld to aż 8% całego budżetu UE jeśli chodzi o płatności (908 mld euro), czyli tego, co faktycznie będzie wypłacone. Dzięki aktywnej polityce zagranicznej jesteśmy już zdecydowanym liderem regionu, bowiem Węgry i Czechy dostały znacznie mniej środków niż chciały. Na najbliższe 7 lat Polska będzie miała zapewnione finansowanie na projekty infrastrukturalne, edukacyjne, wspierające rynek pracy i rozwój rolnictwa. To być może ostatni taki zastrzyk finansowy na zasypywanie rowów między Polską a Zachodem. Ostatni, bo być może po 2020 r. będziemy na tym samym poziomie co teraz Niemcy, Wielka Brytania czy Francja. Niewykluczone też, że wtedy nie będziemy już beneficjentem lecz płatnikiem netto, czyli krajem, którego składka do unijnej kasy jest wyższa od otrzymanej dotacji. Pamiętać należy, że ostateczny kształt budżetu zatwierdzą parlamenty 27 państw członkowskich i ostatecznie Parlament Europejski.
Sukcesem szczytu UE jest także fakt, że żaden kraj nie zdecydował się na weto i tym samym nie sparaliżował prac nad budżetem. Kompromis był trudny do osiągnięcia, ponieważ każdy chciał ugrać jak najwięcej dla siebie, a przy okazji nie zostać okrzykniętym hamulcowym i wrócić do swojego kraju z tarczą. Już po wszystkim szef Rady Europejskiej stwierdził, że przywódcy poszczególnych państw, a zwłaszcza tych największych, czyli płatników netto, wykazali się wielką dojrzałością i odpowiedzialnością za wspólny projekt jakim jest Unia Europejska. Musimy sobie zdać sprawę, że środki, z których tak się cieszymy, to dochód wypracowany przez m in. Niemców, Anglików, Francuzów czy Włochów.
Opozycja wynik osiągnięty w Brukseli przyjęła w sposób zróżnicowany. PiS po raz kolejny pokazało, że nie potrafi liczyć i przekonuje, że więcej znaczy mniej i ogólnie to porażka Polski, a w związku z tym zamierza złożyć wniosek o odwołanie rządu i liczy na cud, któremu na imię Piotr Gliński. SLD natomiast zachował się jak przystało na konstruktywną opozycję i pogratulował premierowi sukcesu w negocjacjach. Ruch Palikota zajęty opowiadaniem pt. „O Wandzie, która nie dała się Palikotowi” nie miał za bardzo czasu na sprawy europejskie, bo przecież ważniejsze jest forsowanie Anny Grodzkiej na wicemarszałkinię Sejmu. Aż strach pomyśleć, co partia prezesa Jarosława zgotuje rządowi w 2020 r., gdy okaże się, że Polska jest płatnikiem netto i nasze składki będą wspierać dajmy na to Mołdawię, Serbię, czy np. Macedonię. Pozostanie już chyba Trybunał Stanu, a kto wie czy (nie)Solidarna Polska nie zawnioskuje o likwidację moratorium na wykonywanie kary śmierci… Na szczęście mamy w Polsce demokrację i wolne wybory, zarówno do Sejmu i Senatu, jak i do Parlamentu Europejskiego. Dzięki temu jest nadzieja, że wybrani zostaną ludzie, którym nieobca jest idea wspólnej Europy, solidarność i współpraca. Dzisiejszy sukces negocjacyjny polskiego rządu dowodzi, że warto walczyć o te wartości, bo są one sprawdzone, gdyż przyświecały choćby demokratycznej opozycji walce o wolna Polskę po roku 1989…
Paweł Tyburc (PO)
przewodniczący Rady Dzielnicy
Białołęka m.st. Warszawy
pawel.tyburc@wp.pl