21 stycznia, w mroźny poranek, ruszyły po Moście Północnym „dwójki”. I jak to czasem bywa – długie oczekiwanie nie przekłada się na bezwarunkowe zadowolenie. Niektórzy podróżujący tramwajem byli mocno rozczarowani. Pseudograffiti na ścianach przejść podziemnych, nie działające windy, brudne wiaty przystankowe.
To przykre, że wciąż mamy do czynienia ze zwykłym wandalizmem i bezinteresownym wyżywaniem się tępych osiłków na tym, co stanowi przecież nasze wspólne dobro, za co wszyscy płaciliśmy z własnych podatków. O ile jeszcze w czasach komuny mogło to stanowić – trochę na siłę, ale zawsze - przejaw walki tych „nas” z tymi „onymi”, o tyle teraz można to najłagodniej określić mianem zadymiarstwa, wandalizmu i bezmyślności. Szczytem są zniszczenia w windach – zdemolowane urządzenia elektroniczne sterujące szybami. Trzeba będzie wymienić kosztowne podzespoły, co potrwa kilka tygodni. Do tego czasu, aby dostać się na przystanek „dwójki”, podróżni będą musieli pokonywać 50 schodów, często zasypanych śniegiem i oblodzonych. Szczególnie trudne będzie to dla osób starszych, niedołężnych, zaś dla matek z wózkami i dla niepełnosprawnych - niewykonalne. Brudna wiata przystankowa z tablicą na rozkład jazdy, noszącą ślady świadomych zniszczeń. Zabazgrane ściany tuneli podziemnych i ekranów dźwiękochłonnych – oto dzieło naszych współobywateli. Nóż otwiera się w kieszeni.
Zarząd Dróg Miejskich, który niebawem przejmie nadzór nad trasą Mostu Północnego i jej utrzymaniem, uspokaja, że wszystkie napisy i malunki na wiatach i w tunelach oraz na ekranach dźwiękochłonnych zostaną usunięte, ale trzeba z tym poczekać do wiosny. Koszty z pewnością będą spore. W ubiegłym roku usuwanie graffiti w całej Warszawie – mycie, zamalowywanie, odświeżanie elewacji -pochłonęło niebagatelną kwotę 1 mln zł! A można malować legalnie. Tak, tak, są takie miejsca. Ich listę można znaleźć na stronie Zarządu Dróg Miejskich, można je również znaleźć na ulicach Warszawy – są oznakowane dobrze widocznymi tabliczkami, z wizerunkiem niebieskiego pojemnika z farbą w sprayu na żółtym tle.
Powróćmy do „dwójki”. Jeśli chodzi o sam tramwaj, podróżni są zachwyceni: – Na razie jeździ się jak salonką, zawsze jest miejsce siedzące, w środku jest bardzo cicho, na zewnątrz zresztą też, to chyba zasługa dobrego torowiska i nowoczesnych wagonów. Jedyny mankament, że tak krótko się jedzie. Dziwię się bardzo, że ludzie protestowali przeciwko pociągnięciu tej linii dalej, do Winnicy. Przecież tramwaj jest cichy, nie emituje spalin. To najbardziej ekologiczny środek lokomocji – mówi mieszkanka Białołęki.
Linię nr 2, od stacji metra Młociny do Myśliborskiej, obsługują dwukierunkowe wagony swing duo. Czym się różni swing duo od zwykłego swinga? Duo jest wyposażony w drzwi po obu stronach składu i dwie kabiny motorniczego na obu jego końcach. Dzięki temu pojazd zmienia kierunek jazdy bez konieczności zawracania na pętli. Motorniczy przesiada się po prostu z jednej kabiny do drugiej. „Dwójka” kursuje co 5 minut w szczycie i co 7,5 minuty poza szczytem.
O ile z samego tramwaju mieszkańcy Białołęki są zadowoleni, o tyle z powiązanych z jego kursowaniem zmian komunikacyjnych już znacznie mniej: – Komu wpadło do głowy, żeby zmieniać trasę autobusu 516? Dojeżdżał do Żerania i komu to przeszkadzało? Teraz dojeżdża do przystanku tego tramwaju, który tak naprawdę jeździ znikąd i donikąd. Nie każdy przecież potrzebuje dostać się do metra. Dla mnie ta zmiana oznacza codzienny horror w dramatycznie zatłoczonym w godzinach szczytu 509, bo muszę się dostać na Żerań. Przecież można było stworzyć nową linię kursującą do mostu – denerwuje się mieszkaniec Odkrytej. Niestety, nie jest to takie proste; na nowe linie nie ma środków i trzeba tak zmieniać trasy kursowania starych linii, by to się ZTM opłacało, a że pasażer na tym ucierpi ...?
ZTM zastrzega, że będzie się przyglądać zmianom komunikacyjnym i że nie jest to ostatnie słowo, zaś pewne modyfikacje są możliwe.
(egu)