Problem zagospodarowania odpadów należał od dawna do grupy spraw praktycznie nierozwiązywalnych. Obowiązujące dotychczas przepisy regulowały sprawę w sposób ułomny – co prawda, firmy odbierające śmieci musiały mieć podpisane umowy z wysypiskami, ale nikt nie był w stanie skontrolować czy odpady trafiały faktycznie na dane wysypisko, czy np. do lasu. Brak było zarówno promocji właściwych postaw wśród mieszkańców, jak i zachęt finansowych. Wysoce demotywująco działało np. wrzucanie do jednej śmieciarki śmieci posegregowanych razem ze zmieszanymi.
W efekcie śmieci lądowały gdzie popadnie, a odzysk surowców w Warszawie dwa lata temu oscylował w granicach 2-2,5% ogółu odpadów. Mimo zapowiedzi szerokiej edukacji w tym zakresie, wciąż wiele osób nie wie o obowiązku segregowania śmieci, a niemal 80% wytworzonych przez nas odpadów ląduje na wysypisku, 6% trafia do spalarni, a 12% jest kompostowanych. Tymczasem miasto zdaje się nie pamiętać o zasadzie 3R (reduce, reuse, recycle), gdzie zasadniczy nacisk kładzie się na redukcję śmieci przez kształtowanie odpowiednich postaw konsumenckich, ponowne użycie odpadów już wytworzonych, a dopiero w ostatniej kolejności ich przetworzenie.
Postulowana od lat przez samorządy jakościowa zmiana w podejściu do odpadów polega na tym, że to gminy stają się właścicielami wytworzonych na swym obszarze śmieci. Już od 1 lipca miasto ma przejąć odbiór i zagospodarowanie odpadów. Oczywiście, zleci to wyspecjalizowanym firmom, które zostaną wybrane w przetargu (Warszawa ma być podzielona na kilka stref). Za odbiór śmieci nie będziemy już jednak płacić firmie śmieciarskiej, ale miastu. Niestety, znacznie więcej niż dotychczas.
Właśnie wysokość opłat wzbudziła ostatnio burzę wśród mieszkańców stolicy. Projekt uchwały przewiduje bowiem 45 zł od gospodarstwa domowego albo 80 groszy za m2 mieszkania do 60 (powierzchnia ponad 120 m2 ma nie być liczona). Opłata dotyczy jednak tylko śmieci segregowanych, za niesegregowane trzeba będzie zapłacić o 40 proc. więcej. Mamy mieć w tej cenie także zagwarantowany np. odbiór śmieci gabarytowych raz w miesiącu oraz cztery razy w roku odpadów zielonych.
Choć przewidziano dopłaty dla najbiedniejszych, to z wstępnych szacunków wynika, że dla większości warszawiaków podwyżka może sięgnąć nawet 400-500%. W przypadku małych domów wzrost będzie mniejszy, ale tam już obecnie za wywóz śmieci płaci się więcej. Politykę ratusza trudno zrozumieć zwłaszcza członkom spółdzielni i wspólnot, które sprawnie zarządzały swoimi odpadami po cenach znacznie niższych niż proponowane obecnie przez miasto. Mimo zmian, nadal to na właścicielu lub zarządcy nieruchomości będzie spoczywał obowiązek zorganizowania całego systemu segregacji odpadów. To zarządca ma być także pośrednikiem w przekazywaniu opłat z danej nieruchomości miastu i odpowiadać za ściąganie wszystkich opłat od mieszkańców. Spółdzielcy już zapowiedzieli ostre protesty w przypadku uchwalenia takich zasad. Kwestionowany jest także pomysł naliczania opłat od metra mieszkania. Trudno nie zgodzić się z argumentem, że to nie metry śmiecą, ale ludzie, nawet jeśli utrzymanie większego mieszkania to nieco więcej środków czystości, czy odpadów w czasie drobnego remontu.
Tymczasem po protestach mieszkańców Rada Warszawy przełożyła głosowanie nad pakietem uchwał śmieciowych, czekając na sejmowe poprawki do niedawno uchwalonej tzw. ustawy śmieciowej. Proponowana nowelizacja miałaby umożliwić gminom stosowanie różnych metod naliczania opłat (od liczby mieszkańców, od gospodarstwa domowego, od powierzchni mieszkania lub ilości zużytej wody), np. w zależności od rodzaju zabudowy. Obecnie ustawa ogranicza możliwość ustalenia naliczania opłaty do jednej z czterech powyższych metod.
Nowy regulamin czystości i nowe stawki opłat mają zacząć obowiązywać od lipca. Pośpiech w tej sprawie jest wielki i nie dotyczy tylko Warszawy, ale całego kraju, bowiem ciąży nad nami groźba nałożenia kar unijnych za niedostosowanie się do tzw. dyrektywy śmieciowej.
Jak zwykle, zostawiono wszystko na ostatnią chwilę. Zabrakło więc czasu na konsultacje społeczne, organizacjom pozarządowym pozwolono na zgłoszenie uwag w terminie 5 dni, włączając w to weekend...
Pośpiech jest zrozumiały, zważywszy na to, że procedury zamówień publicznych mogą trwać nawet pół roku, a ogłoszenie przetargu nie jest możliwe bez wcześniejszego podjęcie uchwały w sprawie przyjęcia Regulaminu utrzymania porządku i czystości na terenie m.st. Warszawy. Ale nadmierny pośpiech może się zemścić. Trudno bowiem zgodzić się z wysokością proponowanych opłat, skoro nie przedstawiono na ich poparcie żadnych analiz finansowych. Nie jest to najszczęśliwszy pomysł na łatanie budżetu... Szkoda, że mimo tak wysokich kosztów nadal nie stworzono spójnego systemu gospodarowania odpadami, skupiając się jedynie na odbiorze wytworzonych śmieci.
Czarne scenariusze wieszczą niedotrzymanie terminu 1 lipca i zasypanie Warszawy przez nieodbierane śmieci. Oby się jednak nie sprawdziły.
Do tematu będziemy wracać.
Kr.