Lewa strona medalu
Niespodzianek nie było. Na sesji Rady Warszawy 13 grudnia budżet Warszawy na 2013 rok został przyjęty głosami radnych PO i przez pomyłkę dwóch radnych Prawa i Sprawiedliwości. Przeciw było SLD i reszta PiS-u. Nieoczekiwanie od głosu wstrzymał się radny niezależny Maciej Maciejowski (do niedawna PiS) i akurat ta decyzja wzbudziła moje zdziwienie, bo jak dotąd Maciek krytykował wszystko, co Hanna Gronkiewicz-Waltz robiła źle.
A uchwalony budżet jest zły. I to nie tylko ze względu na przytaczane już w poprzednich moich felietonach argumenty, że prezydent Warszawy nie wyzbyła się nawyków prezesa NBP i skupia się na wskaźnikach ekonomicznych, zamiast zająć się ludźmi. Takim działaniem jest bowiem obniżanie zadłużenia miasta przede wszystkim kosztem podwyżek dla mieszkańców, bo rok 2013 przyniesie kolejne: m.in. biletów komunikacji miejskiej, opłat za użytkowanie wieczyste, podatków, ale również nową opłatę śmieciową. Jednocześnie drastycznie obcinane są wydatki na funkcjonowanie oświaty i pomocy społecznej, której w niektórych dzielnicach zapewniono środki jedynie na kilka miesięcy funkcjonowania! W dalszym ciągu zbyt mało pieniędzy przeznaczanych jest na budowę i remonty mieszkań komunalnych, o co na sesji budżetowej wnioskował SLD. I na koniec: praktycznie nic się nie zmienia sytuacja prawobrzeżnej Warszawy, która w dalszym ciągu jest krzywdzona i o realizacji obiecanych przez Hannę Gronkiewicz-Waltz inwestycji możemy na długo zapomnieć. Oczywiście, z wyjątkiem budowy II linii metra i ułomnej linii tramwajowej na Tarchomin, które - zdaniem pani prezydent - mają nam wynagrodzić wszystko.
Ale nie tylko kształt tego budżetu wzbudził mój i wielu innych radnych sprzeciw. Otóż na kilkanaście godzin przed sesją ratusz przedstawił autopoprawkę zakładającą zmniejszenie dochodów i wydatków bieżących o 336 mln. Decyzja zdumiewająca, bowiem oznaczająca de facto wotum nieufności dla ministra Jacka Rostowskiego z PO. Hanna Gronkiewicz-Waltz uznała bowiem, że wskaźniki podawane oficjalnie przez Ministerstwo Finansów są nierealne i wzrost gospodarczy w Polsce będzie mniejszy niż zakłada to jej partyjny kolega minister, będący w tych sprawach prawą ręką Donalda Tuska. W ten sposób pani prezydent daje komunikat, że polityka rządu odnośnie finansów publicznych jest po prostu zła. Dlatego Hanna Gronkiewicz-Waltz postanowiła prowadzić swoją i zaproponowała drastyczne cięcia wydatków. Niestety, przede wszystkim w komunikacji, co skutkować będzie prawie na pewno zawieszeniem nocnych kursów metra, likwidacją niektórych linii autobusowych i zmniejszeniem częstotliwości kursowania. Zważywszy na fakt, że komunikacja miejska na Białołęce już dziś jest niewydolna, to jakiekolwiek w niej ograniczenia grożą katastrofą dla mieszkańców, którzy teraz wożeni są jak śledzie w beczce przepełnionymi autobusami. Oprócz komunikacji zaproponowano nareszcie oszczędności w administracji, o co opozycja postulowała od dawna protestując przeciwko wysokim premiom i nagrodom – zwłaszcza dla prezesów miejskich spółek i wysokiej rangi urzędników. Do tej pory kryzys ich omijał, aż w końcu Hanna Gronkiewicz-Waltz zrozumiała, że jeśli chce się od kogoś czegoś wymagać, to najpierw trzeba zacząć od siebie. Mam tylko nadzieję, że pozostanie w tym konsekwentna.
Sebastian Wierzbicki
wiceprzewodniczący Rady Warszawy
(Klub Radnych SLD)
www.sebastianwierzbicki.pl