Już niedługo Święta Bożego Narodzenia. W domach rozbłysną choinki, a w kościołach pojawią się bożonarodzeniowe szopki. Nie ma dziś innego święta, które tak jednoczy ludzi, przekraczając podziały religijne i kulturowe. Dwa tysiące lat od wydarzeń w Betlejem, nawet niechrześcijanie kochają szopki, kolędy i opowieści o narodzinach Jezusa. Dlaczego przyjście na świat tego dziecka, położonego przez matkę w żłóbku dla zwierząt, wywarło taki wpływ na nasze życie?
Przyjrzyjmy się raz jeszcze miejscu, w którym się to wszystko działo, świadkom wydarzeń – bohaterom, nazwijmy to „drugiego planu”, a także tym, którzy spisali je dla potomnych. O Ewangeliach Dzieciństwa, Betlejem, o pasterzach i magach oraz o symbolicznej wymowie darów, które ze sobą przynieśli rozmawiamy z ks. dr Pawłem Mazurkiewiczem z kościoła NMP Matki Pięknej Miłości w Tarchominie.
Okoliczności narodzin Jezusa Chrystusa znamy z ewangelii. Czy wszystkie ewangelie opisują wydarzenia cudownej nocy w Betlejem?
Z czterech ewangelii - Marka, Mateusza, Łukasza i Jana - tylko dwie podejmują temat narodzenia Pana Jezusa i jego dzieciństwa. Są to ewangelie Łukasza i Mateusza. Poza tym, z zupełnie innej perspektywy, wspomina o przyjściu na świat Jezusa ewangelia św. Jana. Nie mówi o miejscu, czasie, ani o towarzyszącej temu wydarzeniu scenerii, ale o tym, dlaczego Pan Jezus przyszedł na świat. Jest to tzw. Prolog św. Jana, zaczynający się od słów: „Na początku było słowo, a słowo było u Boga, a Bogiem było słowo”.
Jednak Ewangeliami Dzieciństwa, bo tak je możemy nazwać, są ewangelie Łukasza i Mateusza. Ewangelie te nie tylko relacjonują wydarzenia historyczne, ale jednocześnie podają ich interpretację. Bardzo mocno należy podkreślić, że Ewangelie Dzieciństwa nie są tylko historią, co nie znaczy, że ich historyczna wartość budzi jakiekolwiek wątpliwości. Pod względem rodzaju literackiego zbliżone do żydowskiego midraszu lub hagady, obok warstwy faktograficznej podają również jej rozumienie w świetle starotestamentalnych proroctw.
Czy ewangelie Mateusza i Łukasza mówią o tych samych wydarzeniach? Jakie są między nimi różnice?
Te dwie ewangelie, zwane Ewangeliami Dzieciństwa, chociaż są zgodne wobec podstawowych faktów, jak narodzenie Jezusa w Betlejem, imię jego Matki i opiekuna – Józefa, czy jak uwarunkowania historyczne, jednak różnią się między sobą, a ściślej mówiąc, są wobec siebie komplementarne, czyli uzupełniają się nawzajem. W Ewangelii wg św. Mateusza, historia narodzenia i dzieciństwa Jezusa przedstawiona jest z perspektywy św. Józefa. To nie idylla, lecz dramat człowieka, który początkowo waha się, czy nie oddalić od siebie brzemiennej Maryi. Dopiero interwencja anioła, który przychodzi do Józefa we śnie i mówi: „Nie bój się, albowiem poczęła z Ducha Świętego, a syn, którego urodzi, zbawi swój lud od grzechu”, zmienia bieg rzeczy i Józef ostatecznie wypełnia wolę Bożą.
W Ewangelii wg św. Łukasza, perspektywa jest odmienna. Łukasz, jak sam pisze w prologu swojej ewangelii, dołożył wszelkich starań, żeby przekonać się o pewności prawd, które przedstawia, a więc ma świetnie opanowany warsztat historyka, odwołuje się do pamięci i wrażliwości Maryi. Mówi o wydarzeniach, które są dziełem Maryi: o zwiastowaniu, o odwiedzinach Maryi u Elżbiety, o samym narodzeniu, które relacjonuje z perspektywy Matki Bożej, o tym, że Jezus 8 dnia zostaje obrzezany i przedstawiony w świątyni, o powrocie do Nazaretu.
Inni są też adresaci tych dwóch tekstów. Mateusz pisze do Żydów, którzy są obeznani z proroctwami Starego Testamentu i dlatego szczególną wagę przywiązuje do tego, że Jezus pochodzi z rodu Dawida, do którego należał Józef. Łukasza tradycja przedstawia jako lekarza, a więc człowieka wykształconego, opisującego czyny Jezusa na użytek pogan nawróconych na chrześcijaństwo. Autor pomija szczegóły ważne i zrozumiałe dla Żydów. Mówi przede wszystkim o wielkiej nowinie zbawienia, jakie przyszło na świat. Pragnie ludzi przekonać, że nic wspanialszego im się nie mogło przydarzyć. Opowieść Łukasza jest jasna i pogodna, opowieść Mateusza – bogobojna i rzeczowa.
Mateusz i Łukasz czerpią z różnych źródeł, inaczej rozkładają akcenty, a więc, aby mieć pełną wizję tego, co wydarzyło się w Betlejem i dzieciństwa Pana Jezusa, trzeba poznać obie ewangelie i rozważać je jako całość.
Obaj ewangeliści są zgodni, co do miejsca narodzenia Pana Jezusa. Słowa znanej kolędy mówią, że było to w „nie bardzo podłym mieście”. A jak naprawdę wyglądało Betlejem w chwili narodzin Jezusa?
Tylko w kolędach Betlejem brzmi dumnie i wspaniale. W rzeczywistości, Betlejem za panowania cesarza Augusta było niczym nie wyróżniającym się miasteczkiem, zapomnianą mieściną, liczącą około tysiąca mieszkańców, rozłożoną szeroko na pofałdowanym terenie, oddaloną ok. 8 km od Jerozolimy.
Do czasu narodzenia się tam Chrystusa nie odegrało żadnej istotnej roli w historii. Nie rozegrano tam żadnych bitew, nie zgromadzono żadnych skarbów. W Starym Testamencie Betlejem pojawia się po raz pierwszy dopiero po śmierci Racheli, żony Jakuba. Pochowano ją, jak czytamy w księdze Rodzaju, przy drodze do Efrata, czyli Betlejem. W Betlejem narodził się też król Dawid - pasterz, który pokonał potężnego Goliata, i tam też został namaszczony na króla.
Kolejny raz słyszymy o Betlejem u proroka Micheasza, który w VII wieku przed Chrystusem wskazał to miasto na miejsce urodzenia Zbawiciela:
„A ty, Betlejem Efrata,
najmniejsze jesteś wśród plemion judzkich!
Z ciebie mi wyjdzie
Ten, który będzie władał w Izraelu” (MI, V, 1-4).
A więc to właśnie z pozbawionym większego znaczenia Betlejem związane zostały nadzieje na przyjście Mesjasza.
Musiało jednak Betlejem być jakimś ważnym ośrodkiem administracyjnym, skoro tam udali się Maryja i Józef na zarządzony przez cesarza Augusta spis ludności?
Nie, spis zarządzony został w celu skrupulatnego policzenia ludności w związku z pobieraniem podatków. Palestyna należała wówczas do Imperium Rzymskiego i jej mieszkańcy musieli poddać się rozkazom cezara. Do spisu trzeba było stawić się w miejscu urodzenia głowy rodziny. Maryja i Józef mieszkali w Nazarecie, ale Józef pochodził z rodu Dawida, który wywodził się z Betlejem. Dlatego wyruszył z ciężarną żoną właśnie do tego miasta. Przypadek zrządził, że Jezus urodził się właśnie tam.
Jak narodziny Jezusa odmieniły losy Betlejem? Czy od razu stało się celem pielgrzymek?
Pielgrzymi napływali tu tłumnie już w pierwszych wiekach po Chrystusie. Aby przeszkodzić chrześcijanom w czczeniu tego miejsca, cesarz Hadrian w połowie II w. nakazał rozwinąć w Betlejem kult Adonisa, utożsamianego z Tammuzem, czczonym przez rolników bogiem wegetacji. Jednak dwa wieki później kult chrześcijański przywraca cesarz Konstantyn Wielki i odtąd zaczyna się napływ nie tylko pielgrzymów, ale i mnichów oraz pustelników. Jednym z nich był św. Hieronim, który zamieszkał w Betlejem w 384 roku. Dwa lata później dołączyła do niego Paula Rzymianka z córką Eustochią. Wspólnie uczynili z Betlejem wielki ośrodek monastyczny.
To właśnie tu św. Hieronim przetłumaczył na łacinę Stary Testament. Przekład ten zwany Wulgatą, będący aż do XX w. dla katolików podstawową wersją Biblii, miał ogromne znaczenie w kształtowaniu się kultury Zachodu. To Hieronim wspomina, że cesarz Hadrian kazał w Betlejem posadzić gaj Adonisowi, kochankowi Wenus, by opłakiwać jego śmierć w tym samym miejscu, gdzie według chrześcijan rozległo się kwilenie Dzieciątka. Miejscem tym była grota. Ewangelista Łukasz o tym wprost nie mówi, ale w tym rejonie Ziemi Świętej zwierzęta trzymano nie w stajniach, ale w grotach, a więc Pan Jezus urodził się w grocie.
W IV w. cesarz Konstantyn Wielki i jego matka, Helena ufundowali w Betlejem, nad miejscem uważanym za grotę żłóbka ośmioboczną bazylikę. Jednak kościół, który można podziwiać dzisiaj, pochodzi z VI w. Po powstaniu Samarytan w 529 r. cesarz Justynian kazał rozebrać kościół konstantyński i zbudować nowy, tak, aby żaden inny w świętym mieście wspaniałością go nie przewyższał.
Ziemia Święta przechodziła z rąk do rąk, mimo to w Betlejem kościół, klasztory i kult trwały wbrew wszelkim przeciwnościom. Niszczycielscy Persowie, którzy najechali Betlejem w 614 r. zostawili kościół nietknięty, znaleźli bowiem na mozaice fasady wizerunki magów w znanych im strojach. W późniejszych wiekach w Bazylice Narodzenia odbywały się koronacje królów krzyżowców. Po upadku Królestwa Jerozolimskiego muzułmańscy władcy uszanowali święte miejsce i zachowali kościół. Bazylika przetrwała też dwukrotnie trzęsienie ziemi w XIX w. i można ją podziwiać do dnia dzisiejszego. Obecnie w Bazylice sprawowane są nabożeństwa w różnych obrządkach, a pieczę nad nią, oprócz katolickich franciszkanów, mają prawosławni mnisi ormiańscy.
Najważniejszym elementem w Bazyliki jest umieszczona w Grocie Narodzenia 14-ramienna gwiazda, podpisana w języku łacińskim: „Hic de Virgine Maria Jesus Christus natus est” – „Tutaj z Dziewicy Maryi narodził się Jezus Chrystus”.
Betlejem to miasto pasterskie. Czy dlatego to właśnie pasterze, chociaż stali najniżej w hierarchii społecznej, zostali wybrani do odegrania ważnej roli pierwszych świadków narodzin Chrystusa?
Wydaje się, że nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Betlejem otoczone było pastwiskami. Znajdowali się na nich pasterze, którzy pilnowali kóz i owiec. Ich życie, nieraz o głodzie i chłodzie lub w piekielnym upale, w trwodze przed atakiem dzikich zwierząt lub bandytów, nie było łatwe. Na noc pasterze zapędzali stado do zagrody, specjalnie na ten cel przygotowanej z ciernistych krzewów, sami zaś spali w szałasie. Jeden z nich zawsze czuwał, aby bronić stada przed złodziejami lub dzikimi zwierzętami.
Uczeni żydowscy gardzili pasterzami, bowiem nie praktykowali oni prawa żydowskiego. Ich koczowniczy tryb życia budził nieufność, a wynikające z niego warunki z pewnością nie sprzyjały przestrzeganiu wszystkich rytualnych zwyczajów, które dla uczonych w piśmie faryzeuszów były tak niezwykle ważne. Jednak to właśnie do nich pierwszych Bóg zesłał anioła z radosną wieścią.
Papież Benedykt XVI w swojej książce „Jezus z Nazaretu. Dzieciństwo”, wydanej niedawno przez wydawnictwo „Znak”, proponuje takie wytłumaczenie wyróżnienia pasterzy: „Może nie tylko zewnętrznie, ale również wewnętrznie żyli bliżej tego wydarzenia, niż spokojnie śpiący mieszczanie. Także wewnętrznie nie było im daleko do Boga, który stał się dzieckiem”.
To, że anioł ogłasza Dobrą Nowinę właśnie pasterzom, a nie elicie ludu Izraela – kapłanom, prorokom czy możnowładcom, harmonizuje z wymową nauki Chrystusa, który błogosławił ubogim, prostym duszom i nabiera niemal rewolucyjnego sensu. W chrześcijaństwie to ubodzy są uprzywilejowanymi adresatami miłości Boga.
Kolejnymi bohaterami wydarzeń, którzy wkraczają po pasterzach na betlejemską scenę są Trzej Królowie, zwani też Mędrcami lub Magami. Kim byli ci tajemniczy przybysze ze Wschodu? Czy rzeczywiście byli kapłanami zoroastryzmu, a więc znali astrologię i sztukę przepowiadania zdarzeń?
Informację o mędrcach ze Wschodu znajdujemy w Ewangelii św. Mateusza. Mateusz pisze: „Oto mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy”, ale słowo „mędrcy” może być przetłumaczone również jako „magowie”. Jeżeli sięgniemy do źródeł hellenistycznych, czy innych źródeł biblijnych, termin „mag” ma całą gamę znaczeń, począwszy od pozytywnych, jak kapłan i filozof aż po negatywne, jak czarownik a nawet oszust. Najczęściej słowo to oznaczało członka perskiej kasty kapłańskiej.
Magowie mogli być wyznawcami staroperskiej religii, zreformowanej na przełomie VII i VI wieku przed Chrystusem przez Zoroastra (grecka forma imienia Zaratustry). Jeśli rzeczywiście byli kapłanami zoroastryzmu, to znali astrologię, sztukę wykładania snów, przepowiadania zdarzeń i recytowania świętej poezji. Co niekoniecznie czyniło z nich królów. Starożytni autorzy chrześcijańscy tak ich nie nazywali. Nie wiadomo nawet, czy było ich trzech, ani jak mieli na imię. Imiona: Kacper, Melchior i Baltazar, których początkowe litery piszemy kredą na drzwiach wejściowych w Święto Trzech Króli, zostały im nadane w Średniowieczu. W legendach średniowiecznych Kacper przedstawiany był jako młodzieniec bez brody, Melchior – jako siwowłosy starzec, a Baltazar - jako człowiek ciemnoskóry, a później wręcz o czarnej skórze. Możliwe, że zostali nazwani królami ze względu na bogate dary, jakie złożyli w Betlejem.
Jakie jest symboliczne znaczenie tych darów?
Mędrcy przynieśli wspaniałe dary: złoto, kadzidło i mirrę. Nie są to dary praktyczne, które w tym momencie byłyby pożyteczne dla Świętej Rodziny, ale mają ogromną wartość symboliczną. Złoto symbolizuje królewską godność, kadzidło – boskość, a mirra, cenny balsam ofiarny, wytwarzany z czerwonych jagód z Arabii, jest zapowiedzią przyszłego cierpienia. Przybycie mędrców oznacza hołd złożony królowi-Bogu, uznanie władzy królewskiej Chrystusa również przez ludy pogańskie.
Papież Benedykt XVI w wspomnianej wyżej książce „Jezus z Nazaretu. Dzieciństwo” też zapytuje: co to byli za ludzie, którzy wybrali się w daleką drogę, aby pokłonić się nowo narodzonemu królowi. Możliwe, że byli astronomami. Nie wszyscy jednak, którzy potrafili obliczyć pozycje gwiazd, myśleli przy tym o królu żydowskim. Niezależnie więc od tego, czym się zajmowali, trzeba powiedzieć, że byli to ludzie, w których był wewnętrzny niepokój, ludzie szukający rzeczywistej gwiazdy zbawienia.
„Było w nich coś z wewnętrznego religijnego dynamizmu, pobudzającego do przekraczania siebie samego, do szukania prawdy, szukania prawdziwego Boga” – pisze papież. I do tego powinno skłaniać nas Boże Narodzenie.
Chciałbym teraz złożyć życzenia dla czytelników. Posłużę się wstępem do książki Benedykta XVI „Jezus z Nazaretu. Dzieciństwo”:
Życzę Czytelnikom Nowej Gazety Praskiej, aby w czasie Świąt Bożego Narodzenia nawiązali dialog z tekstami biblijnymi i aby ta rozmowa, w której zazębią się ze sobą przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, nigdy się nie zakończyła. Życzę też, aby mieli świadomość, że żadna interpretacja nie dorówna tekstowi biblijnemu, więc by sięgając do Nowego Testamentu widzieli wydarzenia Bożego Narodzenia nie tylko jako fakt, który miał miejsce w historii, ale żeby zadali sobie pytanie: czy jest on prawdą, czy ma jakieś znaczenie, a jeżeli tak - to jakie?
Dziękujemy za rozmowę i życzenia.
Rozmawiała
Joanna Kiwilszo