W Warszawie, podobnie jak w innych europejskich stolicach, w wyniku ruchów migracyjnych przebywa wielu cudzoziemców. W warszawskich szkołach pojawiły się dzieci o innym kolorze skóry i egzotycznych rysach twarzy, często nieznające polskiego języka. To nie lada wyzwanie dla nauczycieli. - Warto o takie dzieci walczyć – mówi dyrektor białołęckiego Gimnazjum nr 121 im. Wojciecha Zawadzkiego w Warszawie, Wanda Walkowiak.
Fala wzmożonej w ostatnich latach migracji nie ominęła Białołęki. Do białołęckich szkół zaczęły zgłaszać się dzieci cudzoziemskie, nieznające polskiego języka. Kilka lat temu były to przeważnie dzieci uchodźców czeczeńskich, które chodziły do szkoły, ale nie miały poczucia, że to jest ich stałe miejsce. Polska była dla nich tylko przystankiem w drodze na Zachód.
W odróżnieniu do imigrantów politycznych, przedstawiciele imigracji gospodarczej wybrali nasz kraj na swoje miejsce pobytu. Tu pracują, mają mieszkania i chcą, aby ich dzieci tu otrzymały wykształcenie. Są to przede wszystkim dzieci wietnamskie, koreańskie i pochodzące z dawnych republik Związku Radzieckiego. Zwykle nie znają zupełnie polskiego języka, co stwarza ogromne problemy z komunikacją.
Problemy pojawiają się od razu na wstępie, przy zapisie do szkoły. Na mocy rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej z 1 kwietnia 2010 roku w sprawie przyjmowania osób niebędących obywatelami polskimi do publicznych szkół i przedszkoli, cudzoziemcy są przyjmowani do szkół na podstawie świadectwa lub innego dokumentu, stwierdzającego ukończenie za granicą szkoły lub kolejnego etapu edukacji, uznanego za równorzędne polskiemu świadectwu ukończenia odpowiedniej szkoły publicznej.
Kłopot w tym, że często dziecko pojawia się w szkole bez żadnych świadectw ani dokumentów, stwierdzających ukończenie odpowiednich etapów szkoły. W takim wypadku, jak mówi rozporządzenie, dziecko zapisuje się do szkoły zgodnie z oświadczeniem rodzica lub pełnoletniego opiekuna. Niestety, i ten warunek nie zawsze jest możliwy do spełnienia. Wówczas uczeń zostaje przyjęty i zakwalifikowany do odpowiedniej klasy na podstawie rozmowy kwalifikacyjnej, którą przeprowadza dyrektor szkoły, w razie potrzeby z udziałem nauczycieli.
W przypadku, kiedy dziecko nie zna języka polskiego ani któregoś z języków europejskich, a posługuje się, podobnie jak jego rodzice i opiekunowie, tylko swoim językiem ojczystym, np. wietnamskim, taka rozmowa stwarza ogromne trudności. Wtedy, według wspomnianego wyżej rozporządzenia, należy zapewnić udział w rozmowie osoby władającej językiem obcym, którym posługuje się cudzoziemiec. Czasami może pomóc w tej sprawie placówka dyplomatyczna lub konsularna kraju, z którego pochodzi kandydat do szkoły.
Tak czy inaczej, dziecko do szkoły zapisane być musi i najpewniejszym wyznacznikiem w tej kwestii jest jego rok urodzenia. Trzeba założyć, że dziecko gdzie indziej chodziło do szkoły i że jego biegłość w innych przedmiotach oprócz języka polskiego jest zbliżona do umiejętności polskiego rówieśnika.
Do Gimnazjum nr 121 im. Wojciecha Zawadzkiego przy ul. Płużnickiej w Białołęce uczęszcza kilkoro dzieci wywodzących się z innych niż polskie kręgów kulturowych. Część z nich urodziła się w Polsce, a ich odmienność wynika jedynie z faktu, że jedno z rodziców pochodzi z innego kraju. Są świetnymi uczniami i nie mają żadnych problemów adaptacyjnych. Zupełnie inaczej wygląda natomiast sytuacja dwóch uczniów, którzy z chwilą zapisywania się do szkoły nie znali języka polskiego. Jeden pochodzi z Uzbekistanu, drugi - z Wietnamu. Obaj są obecnie w trzeciej klasie.
To właśnie z zapisem młodego Wietnamczyka, który wraz z rodzicami przyjechał do Polski pod koniec sierpnia tego roku było sporo kłopotów, wynikających z niemożności porozumienia się i odczytania dokumentów. Dyrektor Gimnazjum nr 121 Wanda Walkowiak zwracała się o pomoc w tej sprawie do ambasady Wietnamu.
- Właściwie dokumenty powinny być tłumaczone – mówi dyrektor Wanda Walkowiak. – Jednak poszukiwanie tłumacza przysięgłego przez osobę, która kilka dni wcześniej przyjechała do Polski i która tu nikogo nie zna nie jest łatwe i może trwać kilka tygodni. Z kolei nie można odwlekać zapisania dziecka do szkoły, bo tu każdy dzień jest istotny: dziecko się adaptuje, wdraża w nową sytuację, poznaje swoich rówieśników i cały czas uczy się języka.
Okazuje się, że ten pierwszy rok spędzony w polskiej szkole – rok „językowy” jest bardzo ważny. Pozwala on cudzoziemskiemu dziecku już w następnym roku dobrze sobie radzić w różnych przedmiotach. Szkoła może wystąpić o przyznanie dodatkowych godzin języka polskiego. W Gimnazjum nr 121 dzieci obcojęzyczne korzystają z 3 dodatkowych godzin polskiego.
- Od września widzę ogromny postęp – mówi Małgorzata Zielińska-Piliszek, nauczycielka języka polskiego, która prowadzi też dodatkowe lekcje z dwoma uczniami. – Te dzieci chętnie się uczą, dużo pracują w domu. Początkowo opierałam się głównie na metodzie obrazkowej, teraz porozumiewamy się już po polsku.
Problem komunikacji dotyczy zarówno nauczycieli, jak i uczniów. To uczniowie cudzoziemscy pozostają jednak w trudniejszej sytuacji, będąc w klasie i w szkole mniejszością. Dodatkowa trudność następuje wtedy, gdy w jednej klasie są dzieci cudzoziemskie, wywodzące się z różnych kultur. Nauczyciel ma wówczas niewiele czasu na poświęcenie wnikliwej uwagi każdemu z nich, nie zawsze potrafi dostosować metody nauczania do ich potrzeb oraz ma trudności ze zrozumieniem uwarunkowanych kulturowo zachowań.
W Gimnazjum im. Wojciecha Zawadzkiego uczniowie cudzoziemscy świetnie się zaaklimatyzowali. Jeden, przybyły do Polski rok temu z Uzbekistanu, odnosi sukcesy sportowe w karate. Drugi, który do naszego kraju przyjechał w końcu sierpnia z Wietnamu, jest bardzo kontaktowy, dobrze czuje się w klasie, przerwy spędza w gronie kolegów. Co nie znaczy, że ci ostatni nie skomentowali na swój sposób jego obecności. Po kilku żartach i wpuszczeniu w tzw. maliny klasa zaakceptowała nowego kolegę.
- Pojęcia nie mam, jak oni się porozumiewają – dziwi się dyrektor Wanda Walkowiak. – Dzieci nie są obarczone żadnymi stereotypami, nie mają zahamowań komunikacyjnych, są otwarte. Bariery pojawiają się później. To niepojęte, jak przy tych kłopotach językowych można normalnie funkcjonować w klasie, razem się śmiać i uczestniczyć w klasowym życiu na równi z innymi.
Jednak nie zawsze jest możliwe jednakowe traktowanie. Chodzi tu przede wszystkim o system oceniania. Dzieci cudzoziemskie muszą, tak jak wszyscy, przystępować do egzaminów. I choć rzeczywiście po roku wzmożonej nauki języka zaczynają przyswajać materiał z różnych przedmiotów, to nie nadrobią zaległości z historii i literatury polskiej, tego wszystkiego, czego polskie dzieci uczą się praktycznie od kołyski. Nie napiszą odpowiednio dobrze testów z tych przedmiotów.
Dlatego konieczne jest wprowadzenie odrębnego systemu oceny uczniów nieznających języka polskiego. Obecnie dyrektor szkoły może zwrócić się do Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej z prośbą o zastosowanie specjalnych kryteriów oceniania dla dzieci cudzoziemskich.
- W przypadku dzieci nieznających języka polskiego oceniamy progres, pracę, którą wkładają – mówi dyrektor Wanda Walkowiak. – Warto te dzieci promować, warto o nie walczyć, bo następny rok przynosi już wymierne efekty.
Dzieci cudzoziemskie to wyzwanie i wiele problemów dla nauczycieli, ale i ogromna satysfakcja, czasem większa, jak przyznaje polonistka Małgorzata Zielińska-Piliszek, niż z pracy z całą klasą polskich uczniów. Uczniowie cudzoziemscy wnoszą w życie szkoły swoją kulturę, pokazują różnorodność świata, a przez to uczą tolerancji. Mimo wszystkich trudności, szkoła wielokulturowa jest więc korzystna dla wszystkich uczniów, i cudzoziemskich, i polskich.
Joanna Kiwilszo