Obiektywny POradnik

Szkoły uczą i tuczą

Ostatnimi czasy dużą karierę robi określenie: „śmieciowe” lub „śmieciowy”. Przymiotnik ten dość często pojawia się w wielu konfiguracjach tematycznych, aby nadać podmiotowi negatywny i ujemny wydźwięk. I tak, mamy popularne ostatnio umowy śmieciowe, czyli formę zatrudnienia ze wszech miar korzystną dla pracodawcy, na czas określony, na zlecenie, zastępstwo lub o dzieło bez okresu wypowiedzenia i nie obciążone pełnymi składkami ubezpieczeniowymi. Mamy też do czynienia z określeniem „obligacje śmieciowe”, tzw. junk bonds. To obligacje wyemitowane przez firmy o słabej kondycji finansowej, obarczone wysokim ryzykiem, ale też i wysokim oprocentowaniem. Natomiast popularna „ustawa śmieciowa”, to akt prawny wchodzący w życie od lipca 2013 r. dotyczący utrzymania czystości i porządku w gminach. Zgodnie z nową ustawą, wszystkie śmieci od mieszkańców zaczną odbierać gminy, i to one będą pobierały opłaty. Dziś za wywóz odpadów mieszkańcy płacą najczęściej spółdzielniom mieszkaniowym albo firmom, które wywożą pojemniki spod domów jednorodzinnych. Jednak resort środowiska szacuje, że aż 30 proc. ludzi nie płaci, a w lasach i przy drogach rosną dzikie wysypiska. Ministerstwo liczy, że gdy opłata będzie powszechna, a śmieciami zajmą się wyłącznie gminy, problem zniknie. Mamy wreszcie „śmieciowe jedzenie”, czyli powszechnie znane jako niezdrowa żywność wszelkie dania typu fast food, a także zalewające także niestety polskie sklepiki szkolne, różnego rodzaju chipsy, żelki, batony, popcorny, słodkie napoje gazowane itp. Właśnie taką śmieciową żywność należy wyeliminować ze szkół podstawowych, ponieważ moda na takie żywienie, która przyszła do nas z Zachodu i Ameryki powoduje, że w zastraszającym tempie rośnie w Polsce liczba dzieci otyłych. A to dlatego, że jak twierdzą eksperci, nasze dzieci jedzą za mało warzyw i owoców, zbyt dużo tłuszczów zwierzęcych, za dużo przetworzonego pożywienia, które ma w sobie sód, a za mało witaminy D i kwasu foliowego, których głównym źródłem są ryby. Bardzo dobrze się składa, że problem ten dostrzegają parlamentarzyści, bowiem w Sejmie złożony jest już projekt ustawy wykluczający śmieciową żywność z polskich szkół. Projekt ten określa, jaka może być maksymalna zawartość cukrów, tłuszczów czy szkodliwych kwasów w żywności i napojach dostępnych w sklepikach szkolnych czy automatach znajdujących się na terenie przedszkoli, szkół podstawowych i gimnazjów a także placówek oświatowo-wychowawczych. Ze sprzedaży będą musiały zniknąć produkty zawierające: więcej niż 1,25 g soli na 100 g produktu, więcej niż 1 g kwasów tłuszczowych trans na 100 g produktu, więcej niż 10 g cukrów prostych na 100 g produktu, więcej niż 0,5 g sodu na 100 g produktu, wzmacniacze smaku. Nie można byłoby również sprzedawać napojów i innych produktów słodzonych sztucznymi substancjami (typu „light”). Polska nie byłaby pierwszym krajem, wprowadzającym zakaz sprzedaży niezdrowego jedzenia w szkołach. Podobne rozwiązania wprowadzono w Wielkiej Brytanii czy we Włoszech. Ale tam nie poprzestano na zakazie sprzedaży śmieciowego jedzenia. Brytyjczycy np. wydali kilkaset milionów funtów na poprawę jakości szkolnego jedzenia. Polski projekt nie przewiduje dodatkowych wydatków na szkolne żywienie, ogranicza się do wprowadzenia zakazu sprzedaży niezdrowych produktów. Z danych zebranych przez Centrum Zdrowia Dziecka wynika, że niemal co piąte dziecko w Polsce cierpi na nadwagę lub otyłość.

Wszystko wskazuje na to, że projekt ten ma duże szanse powodzenia. Jednak zanim stanie się to faktem, chciałbym uruchomić swego rodzaju sondę wśród czytelników NGP, z pytaniem, co sądzą o tej inicjatywie. Szkoły pełnią rolę dydaktyczno-wychowawczą, więc powinny także promować zdrowy model odżywiania, aby zapobiegać chorobom naszych najmłodszych, nawet jeśli rodzice nie dostrzegają tego zagrożenia i dają przyzwolenie dzieciom na jedzenie horrendalnie słonych hamburgerów z frytkami popijanych ultrasłodkimi gazowanymi napojami zamiast normalnego, tradycyjnego obiadu z dwóch dań. Uprzejmie proszę o opinię w tej sprawie i zgłaszanie na mój adres mailowy szkół, w których takie sklepiki funkcjonują. Będziemy je wspólnie zwalczać dla zdrowia naszych dzieci.

Paweł Tyburc (PO)
przewodniczący Rady Dzielnicy
Białołęka m.st. Warszawy
pawel.tyburc@wp.pl