Przychodnia dla Zwierząt:
Proszę Szanownych Państwa!
Z satysfakcją odnotowuję, że mariaż polityki i biznesu kończy się kolejnym Amber Goldem. Kolejne sejmy, rządy nie są w stanie wygenerować uczciwego prawa w czasie kadencji bez afery finansowej. Proszę pamiętać - to my wybieramy swoich przedstawicieli. Alergii dostaję włączając radio, o ile zbiedniało społeczeństwo.
A propos alergii.
Trzeba pójść na spacer. Niedzielne popołudnie spędziłem na koncercie Sinfonii Varsovii na terenie byłego, niestety, wydziału weterynarii na ul. Grochowskiej 272. Następnie z coraz bardziej zapchanym nosem udałem się nad praskie nadwiślańskie plaże.
„Słoneczny brzeg” w zachodzącej na czerwono gwieździe uświadomił mi, że przekleństwem naszego miasta są drzewa alergiczne.
Pani Prezydent. Jest nieprzekrętowy biznes do zrobienia. Otóż wytnijmy wreszcie wszystkie topole. Zamieńmy tiry liści na nieopadające igły. W ich miejsca sadźmy sosny! Iglaki są zielone cały rok i nie alergizują. Kolor zielony nie musi kojarzyć się wyłącznie z pieniędzmi. Pani i radnym.
Chciałbym w swoim mieście oddychać bezpyłkowo pełną piersią. Przy okazji zdrowych ludzi zwierzęta też skorzystają.
Weterynaryjnie sprowokował mnie TVN 24.
Ponoć przedstawiciel SANEPIDU wykazał, że zarażenie 10-centrymetrowymi nicieniami, grasującymi pod skórą człowieka, a doprowadzającymi do śmierci psy i koty nad Wisłą jest kompletnie niegroźne.
W dziennikarskim 24 wywiadzie nie padło słowo, o jakiego pasożyta chodzi. Aliści padły słowa, że powstające u ludzi guzki podskórne są niegroźne i można je bezpiecznie wycinać. Bagatelizowanie problemu jest gorsze od siania paniki. Oczywiście, chodzi o mikrofilariozę i dirofilariozę, o których pisałem wiele tygodni wcześniej. Nie rozumiem państwowej firmy, która w sposób rzetelny ma dbać i informować nas o aktualnych zagrożeniach sanitarnych. Rozumiem, że panika jest niepotrzebna, ale profesjonalna informacja nam się należy. Dziennikarzy zachęcam do pracy zawodowej, a niekorzystania z gotowców i sztamp. Przecież można uczciwie wykonywać swoją misję. Zabrakło kilku sensownych pytań.
Na szczęście zniknęły już koszmarne ogłoszenia Sanepidu o bolesnych zastrzykach w brzuch w przypadkach podejrzenia o wściekliznę. Forma i treść ogłoszenia doprowadzały do śmierci ludzi przeraźliwie bojących się wizji wkłuwania się w sposób bolesny do wnętrza jamy brzusznej. Strach przezwyciężał rozsądek. Pogryzieni nie stawiali się na kurację ratującą życie. Zastrzyki nie były wcale bolesne. Podawano je podskórnie w fałd na brzuchu. Dolegliwe mogły być tylko odczyny po podaniu szczepionki.
Jak byłbym szefem miasta.... ciąłbym topole i pryskał komary. Proszę Pani Hani, jak w Sztokholmie.
lek. wet. Zygmunt Kosacki