Chłodnym okiem

I po olimpiadzie

Raz na cztery lata międzynarodowa śmietanka sportowców spotyka się, by wspólnie dowieść słuszności idei wskrzesiciela nowożytnych igrzysk olimpijskich barona de Coubertina. Wiele w tym blichtru ze strony organizatorów, dużo emocji kibiców, mało pieniędzy (dla uczestników), wiele nadziei dla wszystkich.

Sukces w tej imprezie otwiera jednak drzwi do mitingów, zawodów, turniejów, pokazów i polityki, w których są prawdziwe pieniądze. Sukces w tej imprezie to powód dla polityków do nadawania orderów i odznaczeń. Sukces w tej imprezie to przejście do historii.

Po ostatnich olimpiadach także w tej w Londynie sukcesy naszych dość mizerne, więc i deszczu odznaczeń nie będzie. Dwustu kilkudziesięcioosobowa reprezentacja wraca z dziesięcioma medalami. Sukces to to nie jest. Z całym szacunkiem podchodzę do każdego medalu, który zdobyli polscy sportowcy. Poprzedziła go olbrzymia ciężka praca i dopiero sukces na olimpiadzie czy mistrzostwach świata wydobywa ich zdobywcę z całej anonimowej masy. O mistrzu olimpijskim Zielińskim z tegorocznych igrzysk dowiedziałem się w momencie, gdy dźwigał swój ciężar. Podobnie było, gdy cztery lata temu za swój skok olimpijskim laurem został nagrodzony gimnastyk Blanik - dziś poseł Blanik. Talenty takie jak Małysz czy Majewski trwające latami na sportowej arenie nie rodzą się codziennie. Od uniesienia do poniżenia w sporcie jeden krok. Słuchałem komentarzy na temat występu Otylii Jędrzejczak i czułem niesmak. Wiadomo było, że nie mogła dorównać aktualnie najlepszym na świecie. Powinno się docenić udział. Tym bardziej, że trenowała za swoje.

Zdumiony byłem podejściem do turnieju naszych tenisistów. Druga rakieta świata Radwańska bardziej była chyba zainteresowana kolejnym turniejem WTC, gdzie jest kasa niż medalem olimpijskim i w pierwszej rundzie turnieju zakończyła swój udział. Podziwiałem Amerykankę Serenę Williams, która w tenisie osiągnęła prawie wszystko, a z dwóch złotych londyńskich medali olimpijskich w singlu i deblu cieszyła się jak dziecko.

W sporcie zawsze coś się zaczyna i coś kończy. Był czas prehistorycznych ubiegłowiecznych już wielokrotnych złotych medalistów długodystansowca Paavo Nurmiego, pływaka Marka Spitza, bardziej współczesnych biegacza i skoczka Carla Lewisa, kończącego aktualnie karierę także pływaka Michaela Phelpsa czy szybkobiegacza Usaina Bolta. Mam nadzieję, że kolejne lata zdominują w swoich dyscyplinach młociarka Anita Włodarczyk, do sukcesów lat minionych Kozakiewicza i Ślusarskiego nawiąże skoczek o tyczce Paweł Wojciechowski, aktualny mistrz świata i pechowiec olimpijski. Mam nadzieję, że pojawią się mistrzowie na miarę gimnastyka Blanika, pływaczki Jędrzejczak, wioślarzy Kucharskiego i Sycza, chodziarza Korzeniowskiego, kulomiotów Skolimowskiej i Komara, skoczka Wszoły, młociarza Ziółkowskiego, strzelców Zapędzkiego i Mauer, zapaśników Lipienia, Wolnego, Wrońskiego i Zawadzkiego, żeglarza Kusznierewicza, pięcioboistów Pyciaka i Skrzypaszka, judoków Nastuli i Legienia, bokserów Kasprzyka, Kuleja, Grudnia, Rybickiego i Szczepańskiego, biegaczy Szewińskiej i Malinowskiego, ciężarowców Baszanowskiego, Smalcerza i wielu, wielu innych, którzy osiągali sukcesy na olimpiadach jeszcze przed moim urodzeniem. Mam nadzieję, że na kolejnej olimpiadzie w Rio de Janeiro pojawi się ponownie polski Wunderteam.

Niepoprawny kibic
Ireneusz Tondera
radny Dzielnicy Praga Północ
Sojusz Lewicy Demokratycznej
ireneusztondera@aster.pl