Obiektywny PO-radnik
Od 68 lat, dzień 1 sierpnia to dla Polaków, a w szczególności warszawiaków, data magiczna. To dzień refleksji, zadumy i oddania czci tysiącom naszych rodaków, poległych w dramatycznym zrywie do wolności, jakim było Powstanie Warszawskie. Do 1989 roku rocznica ta, jak kilka innych prawdziwych dni pamięci narodowej, była przez socjalistyczne władze marginalizowana. Nie było mowy o państwowym charakterze obchodów. Kolejne rocznice miały charakter prywatny, a Powstańcy spotykali się na mogiłach swych przyjaciół anonimowo i bez rozgłosu. Dopiero w wolnej Polsce doczekali się możliwości godnego upamiętnienia wydarzeń z sierpnia 1944 r. Ale czy rzeczywiście tak jest?
Obchody kolejnych rocznic wybuchu Powstania Warszawskiego trwają w stolicy kilka dni, aby móc oddać poległym hołd w wielu miejscach pamięci. Swoją kulminację mają oczywiście 1 sierpnia w godzinie W., czyli o 17 przy pomniku Gloria Victis na Powązkach. Rokrocznie w tym świętym dla Warszawy miejscu gromadzą się Powstańcy, ich rodziny, mieszkańcy Warszawy oraz władze miasta i władze państwowe z premierem i prezydentem RP. Licznie przybywają także warszawscy samorządowcy. Formuła uroczystości nie przewiduje przemówień. Gdy cichną syreny i przebrzmiewają rytmy Mazurka Dąbrowskiego, zazwyczaj po krótkiej modlitwie rozmaite delegacje, przedstawiane przez prowadzącego, składają wieńce. Jednak mniej więcej od 4-5 lat dochodzi do przykrych i gorszących scen, które nie powinny mieć miejsca na cmentarzu. Sytuacja co roku wygląda podobnie. Poseł Antoni Macierewicz zawsze o kilka minut taktycznie spóźniony, ma huczne wejście. Zgromadzony tłum zza barierek bije brawo i skanduje jego imię. Za chwilę rozlegają się gwizdy i przeraźliwe buczenie. To znak, że kwiaty składają premier i prezydent Warszawy. Za moment znowu gromki aplauz, czyli wieniec i pokłony składa sam prezes Kaczyński ze swoją świtą. W tym roku bucząca zgraja wyniosła swoje chamstwo na poziomy dotąd niespotykane. W trakcie uroczystości na Kopcu Powstania na Mokotowie rozległy się okrzyki rodem z PRL-u, czyli „precz z komuną” oraz „raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę”. Zażenowany sytuacją, sędziwy generał Zbigniew Ścibor-Rylski próbował apelować o spokój i godność. Pytał ze łzami w oczach, o jaką komunę krzykaczom chodzi. Niestety, został zakrzyczany i zabuczany.
Zostaje pytanie: co dalej zrobić z obchodami rocznicy Powstania w przyszłości? Przez wzgląd na ból, jaki musi przeżywać coraz mniejsze już grono Powstańców oraz z szacunku dla zmarłych, nad tym żenującym spektaklem należałoby jakoś zapanować. Problem w tym, że nie można zabronić nikomu wejścia na cmentarz lub siłą z niego wyprowadzić. To sprawa wyłącznie kultury osobistej każdego z nas. Już w ubiegłym roku mówiło się o tym, aby godzina 17. była przeznaczona tylko dla Powstańców z rodzinami, a politycy przychodziliby kilka godzin wcześniej lub później, najlepiej oddzielnie. Wszystko po to, aby nie dawać cmentarnym hienom powodu do okazywania swych politycznych sympatii i antypatii. Jeśli wspomniani wyżej politycy prawicy tak radośnie witani wśród grobów chcą udowodnić, że nie sterują tłumem i odcinają się od haniebnych okrzyków – niech wydadzą oficjalne oświadczenie, w którym jednoznacznie potępią uprawianie cmentarnej polityki.
Aby złym emocjom zapobiec i ostudzić temperamenty, czas już najwyższy zakończyć także polityczną grę katastrofą smoleńską, oskarżaniem o zdradę, zamach, kolaborację itp. Zaapelował o to arcybiskup Józef Michalik, przewodniczący Episkopatu Polski. Jaki będzie efekt tego apelu? Pożyjemy, zobaczymy. Może przynajmniej w szeregi buczących wkradnie się dezorientacja, jak się następnym razem zachować. Stare porzekadło mówi, że jak nie wiesz jak się zachować, to na wszelki wypadek zachowaj się przyzwoicie. Jakaś nadzieja więc jest. Nie stawiałbym jednak dużych pieniędzy na przełom, ponieważ w ostatnich dniach posłanka Pawłowicz, kreowana przez media na kolejnego aniołka prezesa Kaczyńskiego, raczyła obrazić prezydenta Komorowskiego i wydać swój apel do katolików, aby nie głosowali na PO, bo to grzech. No, ręce opadają. Nic, tylko usiąść i …… buczeć. Ze wstydu, oczywiście.
Paweł Tyburc (PO)
przewodniczący Rady Dzielnicy
Białołęka m.st. Warszawy
pawel.tyburc@wp.pl