Praga w oczach "varsavianisty"

Miałem ostatnio okazję przeczytać tekst Rafała Jabłońskiego pt. "Dwa miasta, czyli rzecz o Pradze", opublikowany w Życiu Warszawy z 10/11 marca 2012 roku. Motywem przewodnim artykułu jest to, że Praga była niegdyś oddzielnym od Warszawy miastem. Rafał Jabłoński stara się zrobić z tego wielką sensację, i wykazać, że z tego powodu Praga jest gorsza od reszty dzielnic: "tam się nie mieszka", co więcej: "tam się nie jeździ". Jak autor, zwący się varsavianistą, może wiedzieć tak mało na temat Pragi? Jak możliwe, żeby artykuł w poważnej gazecie był tak pełen niechęci?

Dla Rafała Jabłońskiego historia prawego brzegu Wisły jest enigmą, wyraźnie gubi się pomiędzy Bródnem a Kamionkiem. A to przecież tu pojawiły się pierwsze osady na długo zanim na lewym brzegu pomyślano o założeniu miasta. Gdyby autor wiedział o tym, nie dałby śródtytułu "wątpliwy urok bagien", bo kamionkowskie pola były sceną pierwszych wolnych elekcji, dlatego właśnie, że były... suche. To, że wzdłuż Wisły zdarzały się powodzie, nie powinno nikogo dziwić. Dziwić natomiast muszą słowa, że mieszkańcy Warszawy: "siedzieli na skarpie, machając nogami i mówiąc, że "tam się nie mieszka"". Czyżby także ci z Powiśla i Mariensztatu, z ulicy Tamka i Topiel?

Może gdyby Rafał Jabłoński robił to, czego - jak napisał - nie chciał robić, czyli "zajmował się historią", to nie popełniałby takich lapsusów. Nie sugerowałby, że nazwa dzielnicy pochodzi od rodziny Prackich (raczej od słowa "prażyć", czyli wypalać, karczować), ani tego, że pierwszym kościołem był ten pod wezwaniem MB Loretańskiej (był nim kościół kamionkowski, istniejący od XIII wieku). Nie ekscytowałby się nadaniem Pradze - w 1648 roku - praw miejskich, pisząc "A więc dwa miasta!". Bynajmniej. Miast - tylko na obszarze pomiędzy Zieleniecką i Starzyńskiego - było trzy: Kamion, Praga, Golędzinów. Kamion dostał zresztą prawa miejskie w 1641 roku. Po drugiej stronie Wisły takich miast było... ponad dwa tuziny.

Trzeba o tym przypominać, żeby nie czytać rewelacji w rodzaju tej, że "w 1791 roku zniesiono administracyjną odrębność Pragi". Nie, nie zniesiono odrębności Pragi! Na terenie dzisiejszej stolicy uchwalono likwidację 28 miast - do tej pory odrębnych - i stworzenie jednego dużego. Dzień 21 kwietnia - rocznica tego wydarzenia - był swego czasu celebrowany jako święto stolicy. Z tym, że nie świętowano zjednoczenia. Uchwalona w 1791 roku "Ustawa o miastach" weszła w życie dopiero po rozbiorach Polski. W 1795 roku.

Rozwodzenie się, nad tym, że Praga "nie połączyła się w jeden organizm z Warszawą, jak Buda z Pesztem" jest i nie trafione, i merytorycznie niewłaściwe. W 1794 roku Praga została spalona przez Rosjan, a na jej ruinach zbudowano za Księstwa Warszawskiego twierdzę (która oddała wielkie usługi w wojnie 1809 roku). Zanim te nieszczęścia na Pragę spadły, wiodło jej się całkiem dobrze. Myli się Rafał Jabłoński pisząc, że "atrakcyjność prawego brzegu była iluzoryczna", że "ziemia niewydajna, gdyż piaszczysta albo bagnista". Nie chodzi o to, że ziemia była taka sama, jak wszędzie na Mazowszu, ale o to, że siła miasta nie leży w rolnictwie, tylko w handlu, rzemiośle i usługach. A Praga była ulubioną dzielnicą urzędników królewskich. To właśnie tu mieszkała XVIII-wieczna klasa średnia, nie mogąca pozwolić sobie na rezydencje przy Krakowskim Przedmieściu, a nie chcąca gnieździć się w zaduchu Starej Warszawy czy obok lupanarów Nowej Warszawy (to też były odrębne miasta!). O tym, że "atrakcyjność prawego brzegu była iluzoryczna" nie wiedział Stanisław August, zakładając w 1764 roku miasto Golędzinów. To właśnie na Pradze osiedlali się kupcy.

Zapytał się Rafał Jabłoński "kto dziś pamięta, że w pewnym okresie nie wolno im [Żydom - T.P.] było mieszkać w Warszawie przy głównych ulicach?" Chyba nikt nie pamięta, bo nigdy nic takiego nie miało miejsca. Stara Warszawa uzyskała bowiem przywilej "De non tolerandis judei" zakazujący osiedlania się Żydów w mieście. Na każdej z ulic. Mieszkali więc w osadach dookoła Starej Warszawy, a siedziba gminy była na Pradze dlatego, że była ona najpoważniejszą z nich. Dzięki obecności kupców żydowskich bardzo dobrze prosperującą. Aż do rzezi w 1794 roku.

Praga zaczęła podnosić się z gruzów dopiero po blisko 70 latach. Dlatego z prawdziwym rozbawianiem przeczytałem, że według Rafała Jabłońskiego, przed tą datą, "ludzi z Pragi do 1864 roku nie stać było na przejazd czy też przepłynięcie łodzią na sąsiednią stronę". To niby był powód, że gwara praska różniła się od gwar warszawskich. W 1864 roku zbudowano most, przejazd był rzeczywiście utrudniony, ale kosztował on porównywalnie z przejażdżką dorożką. Przede wszystkim jednak nie było zbyt dużo prażan. Może kilka tysięcy, z których dużą część stanowili zresztą Rosjanie - tuż obok były koszary. Dość powiedzieć, że przez większość XIX wieku Praga była na tyle słabo zamieszkała, że do posługi duchowej wystarczała tu jedna parafia.

Sytuacja zmieniła się około 1864 roku. W tym czasie wybudowano most. Miał on być przedłużeniem linii kolejowej, na całe szczęście od pomysłu odstąpiono i pociągi dojeżdżały tylko do dzisiejszego Dworca Wileńskiego. Zbudowanie kolei oznaczało jednak możliwość rozwoju przemysłu. Do dziś widać to w nazwach praskich ulic: Szwedzkiej, Stalowej, Inżynierskiej... Wówczas to nastąpił ponowny rozwój Pragi. Bardzo gwałtowny, wkrótce mieszkało tu 100 000 ludzi. Sporo było kolejarzy, urzędników, większość z mieszkańców była robotnikami przemysłowymi. Drugim skupiskiem warszawskiego przemysłu była Wola. Być może wówczas pojawiły się odrębności pomiędzy warszawskimi gwarami: Praga to dzielnica z kanalizacją, bieżącą wodą, oświetleniem, gazem, telefonami, komunikacją miejską. Wola tymczasem - leżąca poza granicami miasta - była zindustrializowaną wsią, bez kanalizacji, bez prądu, bez kultury. Nic dziwnego, że słownictwo mieszkańców Woli było pod koniec XIX wieku bardziej ubogie.

Nieporozumieniem jest też pisanie o roli mostu Poniatowskiego w integracji Warszawy z Pragą. Ten most nie miał z tym nic wspólnego. Był pomyślany przez Rosjan jako najkrótsze połączenie Warszawy z drogą wojskową do Brześcia Litewskiego. Połączenie omijające zatłoczone ulice Pragi. Dopiero po II wojnie Poniatoszczak stał się mostem ważnym dla prażan.

Rafał Jabłoński wyznaje, że "do napisania tych varsavianów skłoniła go wizyta w jednym z wolskich warsztatów rzemieślniczych". Lepiej by było, żeby teksty o Pradze powstawały po wizycie - choćby jednej - na Pradze. W poważnej gazecie czytelnik spodziewa się przeczytać poważny tekst informacyjny, ale zamiast artykułu jest paszkwil wymierzony przeciwko Pradze i - co gorsza - jej mieszkańcom.

Rafał Jabłoński zaczął swój tekst o Pradze opinią, że "tam się nie mieszka", a kończy tym, że nawet "tam się nie jeździ". Z lekceważeniem parokroć wspomina o "składzie socjalnym", manipuluje informacjami, mija się z prawdą. Żeby przekonać się o jego stosunku do mieszkańców lewobrzeżnej Warszawy warto wymienić wszystkie określenia przez niego użyte, a dotyczące prażan: niezamożni, nieciekawi, "przestrzeganie prawa sprawia dużo kłopotów", "niesławni przemytnicy i handlarze", Żydzi, "liweranci i prostytutki", ubodzy, izolowani, "trzęsący się ze złości". Zdziwienie budzi powielanie rasowych stereotypów i wymienianie przez Rafała Jabłońskiego Żydów pomiędzy "przemytnikami i handlarzami", a "liwerantami i prostytutkami". W tym kontekście jego słowa o tym, że przed wojną był tam "nie najlepszy "skład socjalny"" - a "skład socjalny" został przez autora wzięty w cudzysłowie - brzmią cokolwiek dwuznacznie.

O mieszkańcach Pragi Rafał Jabłoński nie napisał ani jednego dobrego słowa! A Praga, to przecież też Warszawa! Jeśli "Życie Warszawy:" tak traktuje mieszkańców miasta, które ma w tytule, nic dziwnego, że straciło czytelników i przestało być samodzielną gazetą. Od końca 2011 wydawane jest jedynie jako dodatek do "Rzeczpospolitej". Nic dziwnego.

Tymoteusz Pawłowski
dr historii, obywatel miasta Pragi, warszawiak

8857