Żałobny dzwon?
(T)
Do redakcji przyszedł list. Jego treść powinna zaniepokoić wszystkich, którzy obserwują, co dzieje się w warszawskiej - zwłaszcza tzw. miejskiej - służbie zdrowia. Mowa w nim o atmosferze w szpitalu, która jest pełna strachu i oczekiwania na najgorsze. A wszystko zaczęło się od tego, gdy...
Przypomnijmy: w październiku został odwołany ze stanowiska dyrektor, dr Paweł Obermeyer, który doprowadził do szczęśliwego ukończenia i uruchomienia super nowoczesnego pawilonu, tzw. A2 i stopniowo zaczął podejmować działania, zmierzające do podniesienia prestiżu szpitala: wprowadzono kardiochirurgię, neurochirurgię, chirurgię naczyniową - te dziedziny medycyny, o dostępie do których przedtem prażanie mogli tylko pomarzyć. Nagle okazało się, że młodzi lekarze ubiegają się tu o staż. I dalszą pracę...
Po odwołaniu dyrektora miasto mianowało jako pełniącą obowiązki Halinę Depcik, która znana była jako eks-prezes spółdzielni mleczarskiej w Pabianicach (która zbankrutowała). Miała przygotować restrukturyzację szpitala. Został ogłoszony konkurs na dyrektora; pierwsze podejście, 23 grudnia, w którym startowało 11 kandydatów (zgłosiło się 14, ale 3 nie spełniało wymogów), nie został rozstrzygnięty. Zdaniem niektórych - 14-osobowa komisja została dobrana tak, by żaden kandydat nie uzyskał wymaganych 50% + 1. Następny termin nie został ogłoszony, mimo że druga tura powinna odbyć się 30 dni po pierwszej.
A tymczasem w szpitalu nasila się atmosfera strachu, o czym mówią wszyscy moi rozmówcy. W pierwszych słowach nowa p.o. dyrektora poinformowała, że zostanie zwolnione 100 osób, a pozostałym o 20% zostanie zmniejszone wynagrodzenie. Związki zawodowe natychmiast oświadczyły, że ani zwolnienie pracowników, ani obniżenie im wynagrodzenia nie będzie miało istotnego wpływu na poprawę sytuacji finansowej szpitala. Jednocześnie zażądały przedstawienia przez dyrekcję przyczyn zadłużenia szpitala i planu ich usunięcia. Póki co jednak zwalnianie są osoby w wieku emerytalnym, często wbrew interesowi szpitala. Teoretycznie zgodnie z prawem, z odprawami itp. Teoretycznie - bo są to ordynatorzy o wysokiej i poszukiwanej specjalizacji (np. dr Jabłońska, ordynator II interny, o specjalizacji nefrologicznej). Wciąż jednak wisi w powietrzu groźba kolejnych zwolnień. Jak w takich warunkach leczyć chorych?
Jednocześnie mówi się o likwidacji oddziałów, ich łączeniu. Pada pomysł likwidacji położnictwa - bo niż demograficzny. To prawda, ale oba oddziały ginekologia i położnictwo - są jak naczynia połączone. Wiedzą o tym chyba nie tylko lekarze? Coraz głośniej mówi się o strajku.
O ocenę sytuacji pytamy dr Macieja Olszewskiego, ordynatora I Oddziału Chorób Wewnętrznych, a jednocześnie szefa Rady Ordynatorów i szefa "Solidarności" dr Jacka Sałkowskiego.
- 26 lat pracuję w tym szpitalu i przyznam, że przeraża mnie karuzela dyrektorów - mówi dr Olszewski. - Średnie "przeżycie" dyrektora to 1,5 roku, najdłużej uchował się dyr. Obermeyer. Także skład Biura Polityki Zdrowotnej zmienia się w zależności od wyników wyborów samorządowych. Placówka służby zdrowia, żeby dobrze funkcjonowała, nie może podlegać koniunkturze politycznej! Pacjentom jest wszystko jedno, kto rządzi miastem. Zresztą nam, lekarzom - także.
Pierwsze poważniejsze pieniądze na remont dachu i wymianę okien dostaliśmy, gdy Prezydentem Miasta był Ś.P. Lech Kaczyński. Potem wydawało się, że szpital wychodzi na spokojne wody. Ale zaczęli się zmieniać dyrektorzy, co uniemożliwiło jakiekolwiek planowanie, tym bardziej, że w Biurze Polityki Zdrowotnej każdy ma swoją "wizję" i są to nad wyraz skrajne wizje.
Niestety, nie dorobiliśmy się apolitycznych urzędników - fachowców, którzy zajmowaliby się swoją pracą niezależnie od tego, jaka jest koniunktura polityczna. Mam głębokie przekonanie, że w mieście nie istnieje żadna polityka zdrowotna, że nikt nie zdaje sobie - a przynajmniej w pełni - sprawy z tendencji demograficznych: ludzie żyją coraz dłużej, częściej chorują, problemem są choroby cywilizacyjne - cukrzyca, choroby serca i naczyń, nowotwory. Niezbędne jest porządne zaplecze diagnostyczne, rozwijanie oddziałów internistycznych i chirurgicznych, a także ginekologii, które opiekują się tą coraz liczniejszą grupą pacjentów.
Złym pomysłem natomiast jest próba rozdzielenia ginekologii i położnictwa. Te dwa oddziały są od siebie w sposób oczywisty uzależnione i nie mogą działać oddzielnie. Natomiast kwestią do dyskusji jest dalsze funkcjonowanie wysokospecjalistycznych pododdziałów jak np. kardio - i neurochirurgii. Trzeba przeprowadzić rachunek zysków i strat - czy to się szpitalowi opłaca, mimo ewidentnego zysku w postaci wzrostu prestiżu szpitala.
Trudno zaakceptować metody: straszenie zwolnieniami i obniżkami pensji. Wiadomo, że przy każdej restrukturyzacji są ofiary, ale ludzi trzeba przygotować na zmiany, dyskutować z nimi, zwłaszcza z ludźmi pracującymi w szpitalu od lat (jest ich niemało), przedstawiać warianty rozwiązań. Mocną stroną naszego szpitala były zawsze relacje międzyludzkie. To jeden z powodów, dla których pracuję tu tyle lat. Wydarzenia ostatnich tygodni - wspomniane już wyżej rozwiązanie umowy z dr Małgorzatą Jabłońską, zwolnienie dr Andrzeja Kidawy, ordynatora oddziału urologii czy zwolnienie kierownika Zakładu Rehabilitacji mgr Lecha Wasilewskiego, nie wpisują się w obowiązujący dotychczas standard. Widzę to i wiem, jak ludzie ci czują się dotknięci. Obawiam się, że sprawy te nie pozostaną bez echa. Zresztą zmuszenie do przejścia na emeryturę dr A. Kidawy, ordynatora urologii, już pociągnęło za sobą konsekwencje - odejście jego asystentów i teraz za pomocą ogłoszeń szuka się lekarzy na ten oddział. A co zrobić z pacjentami? Może o tym też warto pomyśleć! Znane zdanie "rząd się wyżywi" odnosi się także do lekarzy. Na pewno znajdą sobie inną pracę. Tak samo pielęgniarki, bo jest ich zdecydowanie za mało. A co z pacjentami?
W połowie 2011 roku Rada Miasta poprzedniej kadencji przegłosowała uchwałę nakazującą przekształcenie szpitala w spółkę prawa handlowego, jako kolejny pomysł na wyjście z impasu zadłużenia. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że restrukturyzacja ma doprowadzić wyłącznie do komercjalizacji - czyli przekształcenia szpitala w spółkę. A jak pokazują przykłady, przy obecnym systemie finansowania to najkrótsza droga do upadku. Aż boję się myśleć, że właśnie o to chodzi. A wtedy, za niewielkie pieniądze, ktoś mógłby szpital wykupić, choćby po to, by na bazie supernowoczesnego pawilonu A2 stworzyć szpital dla bogatych. A dla biednych można przecież ustawić kontenery na Zabranieckiej...
Mówi szef Solidarności, dr Jacek Sałkowski:
- Jestem z tym szpitalem związany od 40 lat, ale takiego chaosu jeszcze nie było. I pracownicy, i organizacje związkowe, traktowane są przedmiotowo. Brakuje rzeczowego dialogu. Panuje atmosfera niepokoju o pracę, los szpitala i pacjentów. A gdzie jak gdzie, ale właśnie tutaj powinien panować spokój, bo bezpośrednio odbija się to na pacjentach. Poprzedni dyrektor, Paweł Obermeyer, z którym - jako związkowiec - nie zawsze się zgadzałem, dał nam prawie 4 lata poczucia bezpieczeństwa pracy, stworzył nie tylko wizję przyszłości, ale i nowoczesny szpital miejski dla prażan i mieszkańców całej Warszawy. W tamtym okresie ustały plotki, wiedzieliśmy zawczasu, jakie będą decyzje, zarówno dotyczące szpitala, jak i personalne. Zatrudnienie było stabilne, ba, młodzi lekarze zaczęli ubiegać się o pracę u nas. To przestał być szpital kategorii B, szpital dla ubogich. Na niedawnym spotkaniu z dyrektorem Hajdukiewiczem z Biura Polityki Zdrowotnej (zorganizowanym na prośbę związkową) poinformowano nas, że szpital ma 100 mln zł długu i jedyną jego szansą jest przekształcenie w spółkę prawa handlowego lub likwidacja szpitala. Czyli ze szpitala z tradycjami ma być stworzone przedsiębiorstwo, prowadzące działalność gospodarczą. Przy obecnym systemie finansowania żaden szpital nie będzie w stanie się utrzymać. A przekształcenie będzie tylko pretekstem do likwidacji lub sprzedaży.
Na ostatnim posiedzeniu rady społecznej szpitala głosami 5 do 4 rada nie zaakceptowała planów dyrekcji połączenia II oddziału wewnętrznego z pozostałymi.
Jesteśmy w stałym kontakcie z biurem prawnym Regionu Mazowsze. Na razie jednak nie można podjąć żadnych działań, bo groźby nie zostały wprowadzone w życie. Z zapowiadanych 100 zwolnień wymówienia dostali tylko emeryci, w przepisowym terminie i z odprawami. Nie podjęto też żadnej próby zmniejszenia wynagrodzeń. Niemniej jednak panuje atmosfera strachu. Na terenie szpitala pojawiła się osoba, która podobno robi zdjęcia pracownikom, wykorzystywane potem do nagan. Rozmawiałem z osobami, których to dotyczyło, ale nikt nie chce się przyznać z obawy przed dalszymi konsekwencjami. Zapowiadane są kontrole obecności w pracy.
W dniach 17-21 lutego trzy organizacje związkowe: Solidarność, związek zawodowy pielęgniarek i położnych i związek zawodowy pracowników szpitala przeprowadziły referendum, zadając pytanie: "czy w związku z sytuacją szpitala jesteś za podjęciem jakiejś akcji, ze strajkiem włącznie?". Wyników jeszcze nie znam, bo do ich oceny konieczne są dane z kadr. Część osób, które odpowiedziały, jest zatrudniona na kontraktach lub umowach innych niż o pracę. Ich głos nie może być brany pod uwagę. Gdy dostaniemy te dane, ogłosimy wynik referendum i podejmiemy dalsze decyzje.
Czekamy na dokończenie procedury konkursowej w sprawie wyboru nowego dyrektora i rozpoczęcie rzeczowego dialogu ze związkami zawodowymi.