Tylko koni żal

Przyjechali po konie w pewną styczniową sobotę. Samochody do przewozu zwierząt czekały wzdłuż drogi od samego rana. Stowarzyszenie Pogotowie dla Zwierząt z Trzcianki, na mocy decyzji administracyjnej wójta gminy Dębe Wielkie, zabrało z obejścia 12 koni, pozostawiając gospodarza zrozpaczonego i oszołomionego tym, co się stało.

Ryszard Januszek jest mieszkańcem Pragi i naszym czytelnikiem. Jakiś czas temu kupił 4,5-hektarowe gospodarstwo w gminie Dębe Wielkie i m.in. 16 koni. Wedle miejscowej policji (raport z 14 grudnia 2010) konie Ryszarda Januszka błąkały się po okolicy w poszukiwaniu jedzenia, zaś w gospodarstwie przebywały - w czasie silnych mrozów - w otwartych, nieocieplanych pomieszczeniach, brodząc w gnojowicy, bez dostępu do wody i pożywienia, sprawiając wrażenie wychudzonych i zaniedbanych.

Komisariat policji w Halinowie, zwrócił się do władz gminy Dębe Wielkie, o przeprowadzenie kontroli w gospodarstwie i jednocześnie powiadomił Stowarzyszenie Pogotowie dla Zwierząt. Ryszard Januszek zaprzecza - Po cóż miałbym rozpuszczać konie po okolicy, skoro moje gospodarstwo ma wystarczającą ilość miejsca na wybieg dla nich, zaś zwierzęta mają w stajni jedzenia pod dostatkiem i wodę na każde żądanie? Wychudzone, zaniedbane - bzdura. Zaprzecza temu pisemna ekspertyza (z 17 grudnia 2010) przedstawiciela Wojewódzkiego Związku Hodowców Koni, który pisze, że konie miały dostęp do pokarmu i były w dobrej kondycji. Wypadki potoczyły się w zadziwiająco szybkim tempie, według mnie wszystko wskazuje na nadgorliwość stron mnie skarżących i wietrzę w tym zmowę przeciwko mojej osobie. Doniesienie policji i następnego dnia, 15 grudnia, kontrola przeprowadzona przez Powiatowy Inspektorat Weterynarii z Mińska Mazowieckiego, w obecności przedstawicieli Urzędu Gminy Dębe Wielkie. Protokół pokontrolny stwierdza, że część koni utrzymywana jest w zadaszonych wiatach, gdzie ustawione są zbiorniki z wodą i z mieszanką i że konie dodatkowo żywione są sianem. Ten sam protokół mówi, że część koni utrzymywanych jest w murowanych pomieszczeniach z możliwością korzystania z wybiegu, na którym znajduje się szopa z sianem. Dalej w protokole opisana jest kondycja koni - nie wykazują oznak głodzenia, znajdują się w dość dobrej kondycji. To w końcu o co chodzi? Dlaczego wobec tego odebrano mi konie? - pyta Ryszard Januszek.

W protokole pokontrolnym znalazł się również opis podłoża pomieszczeń, w których przebywają konie i stanu wybiegu - "Podłoże w wiatach pokryte jest zamarzniętymi odchodami zwierząt. (...) Teren wybiegu jest grząski, konie zapadają się w podłoże. W miejscu gdzie pobierają siano zapadają się po stawy skokowe. (...)" Ryszard Januszek zwraca uwagę na zawrotne tempo w jakim przebiegały wszystkie procedury - Już 16 i 17 grudnia była u mnie kolejna kontrola. Tym razem przedstawiciele Stowarzyszenia Pogotowie dla Zwierząt, w asyście policji, oceniali warunki utrzymania koni. Wtedy to właśnie odebrali mi klacz, motywując, że dalsze jej przebywanie w moim gospodarstwie zagraża jej życiu i zdrowiu, ale nie wykazali mi w jaki sposób zagraża. I kolejny idiotyzm - Stowarzyszenie próbowało wmówić mi, że znęcam się nad końmi poprzez rażące warunki ich utrzymania i brak wykonywania zabiegów pielęgnacyjnych. I to jest znęcanie się nad końmi? To są jakieś kpiny.

14 stycznia 2011 zapadła decyzja, z klauzulą natychmiastowej wykonalności, wójta Gminy Dębe Wielkie, orzekająca czasowe odebranie koni należących do Ryszarda Januszka. Decyzja zapadła na wniosek Stowarzyszenia Pogotowie dla Zwierząt. W uzasadnieniu czytamy - We wniosku wskazano, że część koni utrzymywana jest w szopach z wysokim obornikiem, (...) w prowizorycznych zagrodach, gdzie zwierzęta nie mają ochrony przed deszczem, wiatrem i zimnem. (...) Gruba warstwa odchodów w budynkach gospodarczych świadczy o tym, że właściciel nie sprząta ani nie ścieli koniom, w efekcie konie śpią na własnych odchodach. (...) Konie wymagają odrobaczenia, usunięcia z sierści pasożytów zewnętrznych (...)

I tak doszliśmy do 22 stycznia, kiedy to Stowarzyszenie Pogotowie dla Zwierząt przyjechało po konie Ryszarda Januszka, zabierając je w dramatycznych okolicznościach. Konie uciekały, nie chciały wchodzić do przygotowanych dla nich pojazdów - Były łapane na siłę, biegały po terenie, spienione, oszalałe. W pewnym momencie przestałem walczyć i odszedłem stamtąd. Po prostu nie mogłem na to patrzeć. Poza wszystkim, traciłem w tym momencie poważny majątek, konie są dużo warte. Czułem, że ktoś chce na moich koniach zrobić dobry interes.

Na pierwszej wizji w gospodarstwie Ryszarda Januszka była obecna Małgorzata Tkaczyk z inspektoratu rolnictwa i infrastruktury komunalnej Urzędu Gminy Dębe Wielkie, która powiedziała NGP - Decyzją wójta konie zostały panu Januszkowi odebrane czasowo. Od decyzji odwoływał się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, ale to utrzymało decyzję w mocy. Pan Januszek mógł poprawić warunki bytowania zwierząt w gospodarstwie, wówczas miałby poważną szansę na odzyskanie koni. Niestety, nie skorzystał z tej możliwości. Szkoda, bo dla nas wszystkich było to ogromne przeżycie. Proszę mi wierzyć, że nikt - bezzasadnie - nie stosuje takich nadzwyczajnych środków.

W maju tego roku zapadł wyrok Sądu Rejonowego w Mińsku Mazowieckim, uznający Ryszarda Januszka winnym znęcania się nad końmi, poprzez niezapewnienie im odpowiednich warunków bytowania, ukarał go grzywną - 3 tys. zł i przepadkiem klaczy skonfiskowanej w grudniu ubiegłego roku.

Jak widzi zasadność swojej interwencji Pogotowie dla Zwierząt z Trzcianki? Zapytaliśmy Grzegorza Bielawskiego, przedstawiciela stowarzyszenia - To była bardzo trudna sprawa, bowiem pan Januszek zachowywał się tak, jakby nie miał świadomości, że to nie są odpowiednie warunki dla koni. Kondycja koni, według weterynarzy, którzy uczestniczyli w interwencji - zaznaczam, że byli to weterynarze niezależni - była dobra, średnia i zła. Klacz odebrana w grudniu była zagłodzona, więc skonfiskowaliśmy ją w trybie art. 7 ust. 3 ustawy o ochronie zwierząt z dn. 21 sierpnia 1997 roku. W myśl ustawy odebranie może nastąpić przez uprawnioną osobę - upoważnionego przedstawiciela organizacji społecznej, której statutowym celem jest ochrona zwierząt, a taką organizacją właśnie jesteśmy. Co do pozostałych dwunastu koni, to zostały one odebrane czasowo, zgodnie z decyzją wójta, na co pozwala art. 7 ust. 1 tej samej ustawy, jeśli zwierzęta są utrzymywane w niewłaściwych warunkach bytowania, w stanie rażącego niechlujstwa, co jest równoznaczne ze znęcaniem się nad nimi (art. 6 ust. 2 ustawy). Tak właśnie było w tym przypadku. Konie brnęły w gnojowicy, po prostu zapadały się w nią podczas posiłków i snu. Przewiewne wiaty nie dawały schronienia przed zimnem, wiatrem i deszczem. Konie były ubrudzone odchodami, część z nich była zarobaczona. Widać było, że od dawna nie zajmował się nimi lekarz weterynarii. Większość z nich nie była głodna, zgoda. Nie nosiły śladów bicia, ale były podrapane, bo ze ścian pomieszczeń, w których przebywały, wystawały jakieś druty i metalowe elementy.

Daliśmy panu Januszkowi szansę na poprawienie warunków. Nie skorzystał z tej szansy, więc nie pozostało nam nic innego, jak odebrać konie. Dla nas jest to zawsze sytuacja bardzo, bardzo stresująca. Odbieranie zwierząt ich właścicielom jest bolesne dla wszystkich stron. Poza wszystkim jest to dla nas duży problem. Proszę sobie wyobrazić - trzeba znaleźć, w trybie pilnym, miejsca dla 13 koni. Trzeba znaleźć środki na ich leczenie, pielęgnację, odrobaczanie, karmienie. Konie pana Januszka trafiły czasowo do członków naszego stowarzyszenia. Sporo koni, które odbieramy właścicielom trafia do hoteli dla koni, a to kosztuje - słono. Jesteśmy organizacją pożytku publicznego, zwierząt odebranych nie możemy sprzedać, więc odpada argument pana Januszka, że ktoś chce tu ubić jakiś interes. My musimy być transparentni do bólu, inaczej grozi nam prokurator i rozwiązanie stowarzyszenia.

Kilka dni temu zapadł wyrok Sądu Rejonowego w Mińsku Mazowieckim, ogłaszający przepadek 12 koni Ryszarda Januszka. Konie, po dokładnym przebadaniu przez Państwowy Instytut Weterynarii, po sporządzeniu dokumentacji oględzin i przekazaniu wyników sądowi, trafią - nieodpłatnie - w pierwszej kolejności do państwowych gospodarstw rolnych, a jeśli takich na danym terenie nie będzie - do zaufanych, indywidualnych rolników, sprawdzonych przez Stowarzyszenie Pogotowie dla Zwierząt. Ryszard Januszek jest oburzony wyrokiem sądu - Jak można w praworządnym i demokratycznym kraju dokonać czegoś tak nieprawdopodobnego? Narażono mnie na wstrząs psychiczny, na potworny stres i poważną stratę finansową. Moje odwoływanie się od decyzji wójta i wyroków sądu nic nie dało. To rażąca niesprawiedliwość. Nie zamierzam się poddać, będę walczyć dalej. Zacznę od sejmowej komisji praworządności i praw człowieka, a jeśli to nic nie da - odwołam się do trybunału w Strasburgu.

Elżbieta Gutowska

10452