Noga w Łapę
Czym jest zwierzę?

Kilka pytań z okazji Światowego Dnia Zwierząt

W europejskiej tradycji etyki nie poświęcano im wiele miejsca. Jeśli już, postrzegano je zwykle, podobnie jak cały świat przyrody, w kategoriach ekonomicznych, jako surowce, z których człowiek ma prawo dowolnie czerpać i dowolnie je wykorzystywać. Korzenie tych postaw tkwią w judaizmie i chrześcijaństwie, które "obdarzyły" człowieka pochodzącą od Boga duszą, co kategorycznie oddzielało go od reszty stworzenia i czyniło go władcą, nie podlegającym żadnym ograniczeniom. Pogląd ten osiągnął najbardziej radykalny wyraz w XVII-wiecznej filozofii Kartezjusza, który zwierzętom odmówił nawet świadomości. Miały być one jakoby wyłącznie automatami, bez zdolności przeżywania emocji, bólu, cierpienia. Tak też je praktycznie traktowano, przeprowadzając np. okrutne doświadczenia i zabiegi na żywych zwierzętach /wiwisekcja/. XVIII-wieczna racjonalistyczna filozofia Oświecenia, której jesteśmy spadkobiercami, nie zmieniła tej postawy. Dopiero żyjący w XIX w. Artur Schopenhauer odważył się ogłosić, iż prawdziwą moralność obraża stwierdzenie, że "zwierzęta są rzeczami i mogą być traktowane jako środki" i że "człowiek nie ma obowiązków wobec żadnych innych istot prócz ludzi". Sformułował też myśl, że "okrutne obchodzenie się ze zwierzętami przytępia w człowieku współczucie dla cierpienia, a przez to osłabia wrodzoną skłonność oddającą usługi innym ludziom". Zatem do głosu doszła empatia, która powinna wyznaczać normy postępowania wobec wszystkich żywych stworzeń. Postawę tę rozwinął kolejny wybitny myśliciel i lekarz Albert Schweitzer, który w swoich dziełach stworzył zasadę czci dla każdego życia. Opierała się ona na przekonaniu, że wbrew hierarchii wyznaczonej przez ludzi wartość ma każde życie, także robaka czy rośliny. Ostro występował przeciwko cierpieniom zwierząt w hodowli, przy rozrywkach typu rybołówstwo, polowanie czy walki byków, w medycznych eksperymentach. Sprzeciwiał się rabunkowej eksploatacji i bezmyślnemu niszczeniu świata roślinnego oraz przyrody nieożywionej stając się prekursorem współczesnej ekologii.

Pod wpływem tych idei i rozwoju nauk przyrodniczych powoli i nie bez oporu zmienia się nasza świadomość i wrażliwość. Zaczyna do nas docierać, że zwierzęta przeżywają podobne do nas emocje, a nawet myślą, uczą się, pracują i tworzą struktury społeczne. Czy mamy zatem moralne prawo traktować je jak przedmioty? W odpowiedzi na to pytanie powstały akty prawne biorące zwierzęta pod ochronę, rozwija się ruch na rzecz ich wyzwolenia spod ludzkiej tyranii. Niezwykle głęboki i przekonujący wyraz tej idei znajdujemy w dziele światowej sławy etyka Petera Singera, którego książkę "Wyzwolenie zwierząt" gorąco polecam uwadze czytelników. W preambule Ustawy ochronie zwierząt czytamy: "Zwierzę, jako istota żyjąca, zdolna do odczuwania cierpienia, nie jest rzeczą. Człowiek jest mu winien poszanowanie, ochronę i opiekę". Czy zatem jest dobrze? Jak ten szlachetny i słuszny zapis ma się do praktyki dnia codziennego? Otóż nijak. Los zwierząt jest wciąż straszny, bo ich status ogranicza się w zasadzie do zaspokajania ciągle rosnących konsumpcyjnych potrzeb ludzi. Posłużę się pewną ilustracją. Kiedyś podczas oglądania występów pewnego kabaretu usłyszałam ze sceny zdanie, że "zwierzęta też mają swoje pragnienia i plany na przyszłość". Kwestię tę wypowiedział bohater skeczu będący rzeźnikiem i przeżywający wewnętrzne rozterki. Widownia skwitowała to gromkim śmiechem, mnie żart wydał się okrutny i gorzki. Bo nawet jeśli zwierzęta nie mają planów w takim znaczeniu jak my, to na pewno mają pragnienia, tęsknoty i potrzeby. Żeby nie być głodnym i spragnionym, żeby się nie bać, żeby czuć się dobrze i bezpiecznie. Ustawa mówi, że mają prawo do dobrostanu, czyli zaspokojenia naturalnych życiowych potrzeb, a dla ludzi, którzy na to nie pozwalają, przewiduje kary. Rzeczywistość szydzi z tych zapisów, bo zgodnie z nimi musiałyby zostać ukarane całe armie winnych.

No tak, bo o ile w miarę chętnie występujemy przeciwko złemu traktowaniu psów i kotów, często zapominamy, że na nich nie kończy się świat zwierząt. Zwierzęta to także hodowane na mięso i skóry świnie, krowy, kury, norki, lisy, karpie… To także liczni przedstawiciele dzikiego życia, resztkami sił próbującego się bronić przed bezwzględną ekspansją ludzi. To ogromne rzesze stworzeń dręczonych i ginących na nasze życzenie lub przynajmniej za naszym milczącym przyzwoleniem. Pozwolę sobie postawić garść pytań.

Jak się ma dobrostan świni, zmuszonej całe życie spędzić w boksie, w którym nie może się nawet obrócić, w trujących oparach gnojowicy zalegającej zbiorniki pod kratą podłogi? Czy nie jest nieustającą torturą życie nioski, dzielącej klatkę o powierzchni jednego metra kwadratowego z kilkunastoma innymi kurami? I czy dziwne jest, że umęczone ptaki wyrywają sobie pióra, ranią się i zadziobują? Jak się państwu podoba los zwierząt futerkowych, całe krótkie życie zamkniętych w ciasnych klatkach i obdzieranych ze swojej pięknej skóry dla zaspokojenia głupiej ludzkiej próżności? Czy uwięzione w przemysłowych fermach zwierzęta nie potrzebują ruchu, kontaktu z naturą, słonecznego światła? Co czuje krowa, której odbiera się dziecko niemalże zaraz po jego narodzinach? Czy podobnie jak ludzka matka nie cierpi bólu z powodu jego straty? Dlaczego nie mówimy naszym małym dzieciom, że kotlety na ich talerzu to zabite prosiaczki, cielątka, kurczaki, czyli również dzieci? Czy sami w leżących na sklepowych półkach produktach potrafimy jeszcze dostrzec zwierzęta? Czy nie jest okrutne niszczenie naturalnych siedlisk zwierząt dziko żyjących? Gdzie mają się podziać sarny, dziki i zające, ptaki, żaby i motyle, których las wycięto, łąkę zamieniono w pole kukurydzy, a bagno wysuszono, by ich miejsce zajęły betonowe blokowiska, drogi, kopalnie, obiekty przemysłowe? Czy można nazwać sportem pójście do czyjegoś domu i strzelanie do jego bezbronnych mieszkańców, jak to czynią myśliwi? Jak ocenimy chwytanie zwierząt w niewolę, by w obcym, nieprzyjaznym środowisku służyły nikczemnym "rozrywkom"?

Czy ktoś z państwa zechce sam sobie odpowiedzieć na te pytania, choć może to sprawić przykrość? Podobnych można mnożyć bez liku, na koniec zaś spytać samego siebie: czy jestem odpowiedzialna/odpowiedzialny za morze krzywdy wyrządzanej zwierzętom? Ja twierdzę, że odpowiedzialny jest każdy z nas, kto w jakikolwiek sposób z niej korzysta. Zadam więc jeszcze jedno pytanie: czy nie warto zrezygnować z wybujałych apetytów i wzorców, zmienić styl życia i dietę, ograniczyć potrzeby oparte na wyzysku zwierząt, by uwolnić je od bólu i cierpienia? Zdaję sobie oczywiście sprawę, że niezupełnie jest to możliwe, bo w świecie przyrody jedne gatunki żyją kosztem drugich. Jednak wszyscy poprzez swoje indywidualne wybory możemy mieć wpływ na to, by koszty ludzkiej cywilizacji nie były tak ogromne i przerażające. By oczywista prawda, że zwierzę nie jest rzeczą, znalazło w naszym świecie realne odbicie.


Renata Markowska
Fundacja Noga w Łapę
www.nogawlape.org
8809