KAWKA. Historia bez happy endu

Blisko tydzień, uwięziona w szybie wentylacyjnym, żyła. Musiała mieć wielką wolę przetrwania, skoro tyle czasu wytrzymała bez wody oddychając gorącym, gęstym powietrzem wyciąganym z lokalu telepizzy. Kobieta, prowadząca w tym samym budynku galerię, zawiadomiła mnie w piątek wieczorem, że w szybie, którego fragment przebiega również przez galerię, umiera ptak. Ani przybyły przede mną ekopatrol straży miejskiej, ani straż pożarna nie potrafiły go wyciągnąć z pułapki. To była kawka. Prawdopodobnie szukała miejsca na założenie gniazda i wpadła do środka metalowego przewodu. Nad wylotem szybu zamontowany był daszek, ale po siatce zasłaniającej boki pozostało tylko wspomnienie. Kawka siedziała na dnie na głębokości 6 metrów a ja zupełnie nie wiedziałam, co zrobić. Wysokość i niewielka średnica szybu (kwadrat 40 x 40 cm) sprawiły, że nie miała szansy na samodzielne wydostanie się z matni. Walczyłam o nią przez 3 dni. Wspólnie z kilkoma osobami, które zechciały włączyć się do akcji, budowaliśmy proste konstrukcje, które spuszczaliśmy do środka na linie i przy pomocy których mieliśmy nadzieję ją wyciągnąć. Prawie się to udało na samym początku, kiedy kawka wczepiła się w spuszczoną siatkę maskującą. Mieliśmy ją już tylko półtora metra od wylotu, kiedy, pewnie przestraszona, spadła z powrotem na dół. Potem mimo wielokrotnie ponawianych prób nie udał nam się podobny manewr. Niezłym pomysłem okazało się kartonowe pudełko z wyciętym otworem, przez który kawka mogła dostać się do naczynia z wodą i jedzeniem. Po śladach wiemy, że wchodziła do środka, ale było to nocą, kiedy nikt nie czuwał przy wylocie szybu.

W międzyczasie udało mi się ściągnąć na miejsce ekipę wysokościowej jednostki OSP (S 17). Miałam desperacki pomysł, żeby zjechać na linie na dół. Strażacy ochotnicy ocenili go wprawdzie jako wykonalny, jednak nie zdecydowali się na wprowadzenie w życie. Dno szybu nie miało jednolitej podłogi, czasem kawka znikała nam z oczu, chowała się w jakieś zakamarki. Z miejsca, gdzie siedziała, musiały odchodzić boczne odgałęzienia i złapanie jej na dole mogło okazać się niemożliwe. Ostatni raz widziałyśmy ją nocą z soboty na niedzielę, piła wodę ze spuszczonego na sznurku plastikowego kubełka. Jednak już w niedzielę nie udało mi się jej dostrzec. Czuwałam na dachu jeszcze w poniedziałek, bez skutku.

Nie udała nam się ta akcja ratunkowa. Może kawka, wystraszona naszymi działaniami, weszła gdzieś głębiej, skąd nie mogła wrócić? Może zaszkodziły jej w końcu temperatura i wyziewy z lokalu telepizzy? A może coś innego, o czym nigdy się nie dowiemy? Dla wielu osób wszystkie te nasze działania i włożony wysiłek mogą wydawać się bezzasadne. to "tylko" ptak, ale przecież żywa, czująca istota, którą spotkało nieszczęście z powodu zaniedbania ludzi. Gdyby szyb był właściwie zabezpieczony, nic takiego by się nie stało.

W trakcie akcji popełniliśmy sporo błędów, wynikających z braku podobnego doświadczenia. Ale też sporo się nauczyłam, co może się okazać bardzo pomocne w zbliżonej sytuacji.

Wbrew temu, co podpowiada rozsądek, miga mi chwilami iskierka nadziei, że kawka jednak wydostała się na zewnątrz. Tej nocy, kiedy widziałyśmy ją po raz ostatni, zostawiłyśmy w szybie drabinkę, zbudowaną z pociętych na pasy i połączonych ze sobą słomianych żaluzji. Biegnąc z góry na dół wzdłuż całej długości szybu stworzyła coś w rodzaju ścianki, po której ptak, podlatując nieco w górę i czepiając się słomek, mógł, być może, dotrzeć do wylotu.

Wszystkie budynki na tym osiedlu mają zakratowane otwory w stropodachach. Stropodachy (niskie przestrzenie między ostatnią kondygnacją a dachem, zwykle oddzielone od reszty budynku i niedostępne dla ludzi), są obecnie naturalnym siedliskiem dla kawek i innych ptaków gniazdujących w budynkach. Zaślepione otwory uniemożliwiają ptakom dostanie się do wnętrza i odbycie lęgów. Siedząc na dachu obserwowałam wiele ptasich par desperacko próbujących znaleźć jakiekolwiek osłonięte miejsce na gniazdo.

Najbardziej oburza mnie to, że kiedy w poniedziałek po południu, nie widząc już sensu dalszego czuwania opuściłam swój posterunek, wciąż nie pojawił się tam wzywany wielokrotnie pracownik spółdzielni mieszkaniowej.


Renata Markowska
Fundacja Noga w Łapę
www.nogawlape.org
5990