Na zawsze jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś
Antoine de Saint-Exupéry ("Mały Książę")
Psy i koty - zwierzęta domowe, towarzyszące, przyjaciele. Są nam najbliższe spośród innych gatunków Ziemian. Ratują przed zerwaniem naszą słabnącą więź z naturą. Obdarzają nas zaufaniem, bezwarunkową miłością i oddaniem. Wnoszą w naszą przestrzeń ciepło i radość. W zamian za to jakże często są źle traktowane, pogardzane, bite, głodzone, porzucane bądź więzione i bezwzględnie eksploatowane, w zależności od okoliczności.
Zalaliśmy świat oceanem przemocy i okrucieństwa. Czujące istoty traktujemy jak narzędzia, zabawki, śmieci... Powszechne i "normalne" jest to, że na polskiej wsi ogromna większość psów całe życie spędza uwiązana krótkim łańcuchem do atrapy budy, bez możliwości ruchu, ucieczki przed upałem czy mrozem. Powszechne jest porzucanie zwierząt, które się znudziły. Dobrze, jeśli właściciel robi to w sposób "humanitarny", przez oddanie do schroniska, ale coraz częściej mamy do czynienia z przypadkami, kiedy pies jest wyrzucany na szosę z pędzącego samochodu czy, jeszcze gorzej, "opiekun" przywiązuje go w lesie do drzewa odbierając wszelką szansę na ratunek i skazując na powolną śmierć w męczarniach. Gdy samochód potrąci zwierzę na drodze, bardzo rzadko zdarza się, by kierowca tego pojazdu lub inny uczestnik ruchu zatrzymał się i udzielił pomocy. Zwykle nieszczęsna ofiara leży długimi godzinami albo dniami na poboczu i umiera w bólu z odniesionych ran, odwodnienia, stresu, czasem wręcz zostaje rozjeżdżona przez kolejne samochody. Nie potrafimy w humanitarny sposób rozwiązać problemu bezdomnych zwierząt, zapewnić im właściwej opieki. Zamiast tego nader często odbywa się proceder zarabiania na nich pieniędzy, przy aktywnym współudziale osób i organów powołanych do udzielania im pomocy. Co chwila dowiadujemy się o kolejnym komercyjnym schronisku, gdzie zwierzęta giną masowo z głodu, chorób i rozpaczy bądź zagryzają się wzajemnie, bo w przepełnionych wielokrotnie boksach szalenie wzrasta poziom agresji. Wciąż prześladujemy dziko żyjące koty, choć dzięki nim nie ma w naszych domach gryzoni. Zamykamy zimą piwniczne okienka, skazując je na zamarznięcie, podkładamy truciznę, gnębimy karmicieli. Jakby tego było mało, od jakiegoś czasu, co i rusz, obiegają media wstrząsające informacje o budzących grozę przypadkach przemocy i okrucieństwa wobec zwierząt, niczym nie usprawiedliwionych, dokonanych z premedytacją. Oto w domowym zaciszu kilkuletni chłopiec torturował małego, kota traktując go jak szmacianą zabawkę, a jego nastoletni brat filmował to jako świetną rozrywkę i dzieło umieścił w internecie. Zamożni rodzice sprawili małej dziewczynce gwiazdkowy prezent w postaci młodej klaczy. W wigilijny wieczór wsadzili córkę na konia, który, wystraszony podróżą i nowym miejscem, zerwał się i poślizgnąwszy się na lodzie upadł z dzieckiem na grzbiecie. Dziewczynce nic się nie stało, ale rodzice "za karę" skazali zwierzę na śmierć w rzeźni. Również w wigilię Bożego Narodzenia nastoletni zwyrodnialcy oblali benzyną i podpalili kotkę, która umarła w strasznych męczarniach. Podobnie został potraktowany pies, który zamknięty w boksie, nie mógł ratować się ucieczką. Tuż za ogrodzeniem schroniska pracownicy znaleźli powieszone na drzewie dwie młode suczki. Kat zadał im śmierć w sposób wyrafinowany - wisząc na wspólnym sznurze udusiły się wzajemnie, kiedy walczyły o życie. W dwóch różnych miejscach dwóm psom (bernardyn i owczarek niemiecki) urządzono krwawą egzekucję - zostały zarąbane siekierą. Właściciel starego psa zaprowadził go na tory, gdzie ufne, bezradne zwierzę zabił nadjeżdżający pociąg. Trzej młodzi bandyci wziętą ze schroniska suczkę husky przywiązali do zderzaka samochodu i ruszyli w szaleńczą jazdę, aż psu oderwała się głowa. To wszystko wydarzyło się naprawdę, choć jest jak wyjęte z horroru. Budzi przerażenie, do jakiego bestialstwa zdolny jest człowiek wobec słabszych, bezbronnych istot. Bo nikomu się nie poskarżą, bo w wielu środowiskach panuje przyzwolenie na wyrządzanie im krzywdy, a ustawowa ochrona prawna okazuje się zupełną fikcją. Oprawców nie ściga policja, a jeśli nawet zostaną wskazani, najczęściej pozostają bezkarni. Za znęcanie się i zabicie zwierzęcia ze szczególnym okrucieństwem kodeks karny przewiduje karę pozbawienia wolności do 2 lat. W odczuciu społecznym jest to kara śmiesznie niska w odniesieniu do wagi i charakteru przestępstwa. Ale i tak bodaj nigdy dotąd żaden sędzia jej nie wymierzył. Sprawy są umarzane lub kończy się na niewielkich grzywnach, upomnieniach, karach w zawieszeniu. Nie działają one ani odstraszająco ani wychowawczo, utwierdzają w potencjalnych sprawcach poczucie bezkarności. Takie wyroki za często trudne do wyobrażenia akty sadyzmu wobec zwierząt przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości motywują zwykle "niską szkodliwością społeczną" tych czynów. Tymczasem badania wskazują, że duża część sprawców zbrodni wobec ludzi ma na sumieniu wcześniejsze dręczenie i zabójstwa dokonane na zwierzętach. Trudno powiedzieć, czy skala zjawiska rośnie, czy też dzisiaj więcej takich historii jest ujawnianych. Jedno jest pewne: nie wystarczy ich nagłaśniać, by nie stały się przepustką do pożądanej, swoiście pojętej "sławy". Trzeba je piętnować, ścigać i karać sprawców, nie może być dla nich żadnego pobłażania. Zwierzęta nie mogą same domagać się zadośćuczynienia za wyrządzane im zło, to my mamy moralny obowiązek być ich rzecznikami. Nie przymykajmy oczu na wyrządzane im krzywdy, nie bójmy się za nimi świadczyć. W Polsce potrzebny jest szeroki ruch społeczny na rzecz zaostrzenia i egzekwowania kar za przestępstwa wobec zwierząt. Renata Markowska Fundacja Noga w Łapę www.nogawlape.org |