Zostało dużo pracy

Rozmowa z Sebastianem Wierzbickim - radnym Rady Warszawy, wiceprzewodniczącym SLD w stolicy.

Przypomnijmy. Listopad 2006: do Rady Warszawy zostają wybrani przedstawiciele tylko trzech ugrupowań PO, PiS oraz ówczesnej Lewicy i Demokratów (dziś SLD). Co dzieje się dalej?

Przede wszystkim konsternacja w szeregach PO. Przedstawiciele tej partii liczyli, że będą rządzić Warszawą samodzielnie, a tymczasem nie uzyskali odpowiedniej większości. Mało tego, I turę wyborów na prezydenta stolicy wygrał kandydat Prawa i Sprawiedliwości Kazimierz Marcinkiewicz, a Hanna Gronkiewicz-Waltz była druga. Nasz kandydat otrzymał ponad 22% głosów, co dało trzeci wynik i pokazało, że o wyborze prezydenta miasta w II turze zadecydują wyborcy lewicy.

Koalicja PO - Lewica wydawała się więc w tej sytuacji oczywista...

Nie tak do końca. Proszę pamiętać, że wbrew powszechnej świadomości Platforma Obywatelska to partia prawicowa, a nie centrowa, więc jeszcze wtedy siłą rzeczy bliżej im było do Prawa i Sprawiedliwości, tym bardziej, że w szeregach obu tych ugrupowań byli politycy działający wcześniej razem w AWS, ZCHN itp. Stąd rozmowy pomiędzy nami a Platformą nie były łatwe, zwłaszcza, że nam nie zależało na koalicji za wszelką cenę. Pamiętając jednak o tym, że w ciągu czterech lat rządów Prawa i Sprawiedliwości w Warszawie oprócz Muzeum Powstania Warszawskiego nie powstało nic, obawialiśmy się, że w wypadku zwycięstwa Kazimierza Marcinkiewicza zastój stolicy będzie trwał kolejne cztery lata. Stąd też decyzja o głosowaniu na Hannę Gronkiewicz-Waltz w II turze, a po jej zwycięstwie podpisanie porozumienia programowego o współpracy pomiędzy PO a Lewicą w Warszawie.

Jak ta współpraca wyglądała?

Przede wszystkim przyniosła konkretne efekty dla miasta i jej mieszkańców, a to nam chodziło. Warszawa ruszyła do przodu i zmiany widać gołym okiem. Stolica stała się jednym wielkim placem budowy, na którym powstaje metro, Most Północny, drogi, muzea, szkoły, przedszkola, obiekty sportowe. Tego we wcześniejszej kadencji nie było. Sama współpraca nie zawsze była łatwa, ale na pewno merytoryczna. Jako SLD zawsze staliśmy na straży mieszkańców dbając, aby reformy, które trzeba było w Warszawie przeprowadzić, nie były dla nich zbytnio dotkliwe. Dlatego sprzeciwialiśmy się podwyżkom czynszów i walczyliśmy o ulgi dla najmniej zarabiających, ograniczyliśmy podwyżkę cen biletów komunikacji miejskiej i zaproponowaliśmy bilet miejski dla seniora, przeforsowaliśmy obniżenie o połowę opłaty za przedszkola. Nie wszyscy wiedzą, ale wiele sukcesów tej kadencji to pomysły SLD. I nie dotyczy to tylko dziedzin, za które lewica była bezpośrednio w mieście odpowiedzialna, czyli: edukacja, sport i pomoc społeczna. Osobiście uważam, że współpraca mogła być jeszcze bliższa i lepsza i mam tu na myśli nie tylko relacje PO-SLD, ale nawet bardziej stosunki pomiędzy panią prezydent i jej urzędnikami a radnymi Warszawy i to ze wszystkich partii - z PO włącznie. Nie może być tak, że radni sobie, a urzędnicy sobie, bo ostatecznie to my i prezydent miasta odpowiadamy przed mieszkańcami i jesteśmy przez nich rozliczani. Pana zdaniem, największe sukcesy tej kadencji to?

Największym sukcesem jest boom inwestycyjny stolicy. W ciągu 4 lat na inwestycje przeznaczyliśmy 9 mld złotych, podczas gdy w poprzedniej kadencji tylko cztery. Sztandarowe projekty to zakończenie budowy I linii metra i mój numer jeden: umowa i rozpoczęcie prac przy metrze na Pragę. To również Most Północny, węzeł Marsa i wiele innych inwestycji drogowych, dzięki którym już wkrótce po Warszawie będzie się nam jeździć łatwiej i szybciej. Tym bardziej, że wymieniono na nowy połowę taboru komunikacji miejskiej, co oznaczało zakup m.in. 700 nowoczesnych autobusów i zamówienie 186 niskopodłogowych tramwajów. Powstało ponad 100 obiektów sportowych, nowe szkoły i przedszkola, w których przybyło 10 tys. nowych miejsc dla maluchów. Wybudowaliśmy Centrum Nauki Kopernik i ruszyliśmy z pracami przy Muzeum Pragi - pierwszym muzeum po tej stronie Wisły. Wymieniać można byłoby jeszcze naprawdę dużo. Na koniec dodam tylko, że uchwaliliśmy statut Warszawy i zdecentralizowaliśmy władzę w mieście, przekazując ją do dzielnic, czyli bliżej ludzi.

Ciąg dalszy w następnym numerze gazety. Pytać będziemy o to, czego nie udało się zrobić oraz o plany i pomysły na kolejną kadencję.


Rozmawiała Ewa Tucholska
6360