Kombatanci w ratuszu

Z roku na rok ubywa walczących w czasie II wojny światowej. Coraz ich mniej na spotkaniach kombatantów, również tych białołęckich. Burmistrz Jacek Kaznowski, członkowie Zarządu i Rady Dzielnicy spotkali się ze świadkami historii w ratuszu, w miniony czwartek.

Wśród ponad trzydziestu gości nie mogło zabraknąć Czesława Cywińskiego, prezesa Światowego Związku Żołnierzy AK i Grzegorza Pastera, członka Rady Kombatantów przy Urzędzie Dzielnicy Białołęka, który przypomniał zebranym, że wciąż ubywa uczestników II wojny światowej. Na wieczną wachtę odszedł Wiktor Rzecznik - wieloletni przewodniczący Rady Kombatantów.

Zadania, jakie postawiła sobie rada, to niesienie pomocy kombatantom w różnych życiowych sprawach. Współpraca z SPZOZ Białołęka, zaowocowała choćby tym, że kombatanci nie muszą już czekać w kolejkach do lekarzy, a terminy wizyt u specjalistów są możliwie najkrótsze. To ważne - są ludźmi w podeszłym wieku, cierpiącymi na schorzenia charakterystyczne dla tego wieku. Udało się wypracować model kontaktów międzypokoleniowych - członkowie Rady Kombatantów spotykają się z młodzieżą z białołęckich szkół. Rada uczestniczy w uroczystościach państwowych i rocznicowych i opiekuje się mogiłami żołnierzy na Cmentarzu Grzebalnym w Tarchominie. Groby imienne i bezimienne żołnierzy kampanii wrześniowej, wśród nich największa mogiła - zbiorowa Kwatera Żołnierzy Armii Krajowej poległych w czasie Powstania Warszawskiego, mają więc swoich opiekunów - władze Białołęki. W zbiorowej Kwaterze Żołnierzy AK są pochowani akowcy z Białołęki polegli na początku powstania i żołnierze AK ekshumowani z Puszczy Kampinoskiej. Dzięki staraniom Rady Kombatantów kwatera uzyskała status grobu wojennego. O nowy status kwatery i jej nowy kształt cierpliwie zabiegali kombatanci - Edward Ditrych, Teodor Wasilewski, Wiktor Rzecznik i Krystyna Górna, zaś ze strony władz ówczesnej gminy Białołęka - Jacek Kaznowski, przewodniczący rady i Paweł Teresiak, radny RS AWS. Ostatnim żyjącym, spośród zabiegających o należny kwaterze status był właśnie Wiktor Rzecznik, ps. Orzeł II, w czasie działań wojennych dwukrotnie ranny, kawaler Krzyża Walecznych, Polonii Restituta, odznaczony Krzyżem Partyzanckim, Krzyżem Armii Krajowej, Krzyżem Powstania Warszawskiego, Krzyżami Kawalerskim i Oficerskim. Urodził się na Nowym Bródnie, tuż po jego urodzeniu rodzice przenieśli się do Płud. Wiktor Rzecznik działał w harcerstwie w Białołęce Dworskiej, ukończył kurs drużynowych. W 1939 roku zdał do gimnazjum kolejowego na Pelcowiźnie, po wybuchu wojny kontynuował edukację na tajnych kompletach. W 1940 do więzienia na Pawiaku trafili rodzice Wiktora Rzecznika i jego starszy brat. Wówczas właśnie wstąpił do Służby Zwycięstwu Polsce, która przekształciła się potem w Związek Walki Zbrojnej i ostatecznie w Armię Krajową. Ukończył podziemną podchorążówkę. Jako kapral podchorąży był dowódcą drugiej drużyny szkieletowej plutonu 717, którym dowodził sierż. Konstanty Lasecki "Kostek". Pluton wchodził w skład VI kompanii dowodzonej przez por. Jana Raczkowskiego ps. Motor, który spoczywa w Kwaterze AK na tarchomińskim cmentarzu, zaś szefem VI kompanii był również nieżyjący sierż. Feliks Ufnarski "Wrzos". W wywiadzie, który przeprowadziliśmy z Wiktorem Rzecznikiem w 2003 roku wspominał - Zawsze czuwała nade mną Opatrzność. W czasie akcji w Choszczówce miałem przestrzeloną w kilku miejscach kurtkę, spodnie, a wyszedłem z tej potyczki bez jednego draśnięcia. Życie zawdzięczam kapralowi podchorążemu Stanisławowi Górnemu ps. Dół. 28 lipca 1944 roku szedłem z domu do meliny mieszczącej się wówczas w Nowodworach, w okolicy dawnego cmentarzyka ewangelickiego. Do domu chodziłem, żeby zmienić ubranie. Przy Mehoffera zobaczyłem dowódcę oddziału specjalnego, por. Tadeusza Ziębińskiego ps. Soplica i cały oddział po obu stronach szosy. Jak dowiedziałem się od dowódcy, szli na akcję do zakładów Spisa - mieli zarekwirować materiały opatrunkowe na potrzeby Powstania Warszawskiego, które miało się rozpocząć za trzy dni. W pewnym momencie zauważyłem na poboczu trzech niemieckich żandarmów dłubiących przy motocyklu. Zobaczył ich też mój dowódca, gestem wezwał mnie do siebie, zbliżyłem się, a on cicho powiedział - "Robimy tych szkopów. Ty rozpoczynasz akcję, zwróć na siebie ich uwagę". Nie miałem czasu powiedzieć, że jestem bez broni. Krzyknąłem po niemiecku - "Stać. Ręce do góry". Dwaj Niemcy schowali się do rowu. Koledzy z oddziału szybko rozprawili się z nimi, a ja byłem w prawdziwej opresji, całkowicie bezbronny wobec trzeciego Niemca mierzącego w moim kierunku. Jako pierwszy strzelił do niego właśnie podch. Stanisław Górny "Dół". Niemiec padając puścił jeszcze serię z karabinu maszynowego. Kule przeszły między moimi nogami. Wszyscy Niemcy zostali zabici, zyskałem pistolet maszynowy i ręczny, a dowódca zarządził odwrót do Choszczówki.

Spotkanie w ratuszu upłynęło na wspomnieniach, ale snuto również plany na przyszłość. Kombatanci stawiają na młodych - im chcą przekazywać wojenną historię. Najbardziej zasłużeni otrzymali dyplomy i medale. Do kolędowania w wykonaniu Białołęckiej Orkiestry "Romantica" przyłączyli się wszyscy.


(egu)

7019