Pomoc jak malowanie

Rozmowa z Bogusławem Mackiewiczem, prezydentem Klubu Rotary Warszawa Józefów

Podczas spotkania w "Aptece Sztuki" dowiedzieliśmy się, że namalował pan obrazy i podarował na aukcje Rotary. To był przypadek czy hobby?

Maluję jako hobbysta, także z zamiłowania z dawnych lat. Już w szkole podstawowej i średniej miałem zamiłowanie do malowania. Chciałem nawet studiować na ASP, ale pomyślałem, że z tego pieniędzy nie będzie, to sprawa hobbystyczna. Poszedłem na elektronikę. Tak naprawdę, zacząłem malować, gdy kupiłem mieszkanie. Pojechałem do galerii kupić obraz; te, które mi się podobały, były tak drogie, że postanowiłem sam coś namalować. Kupiłem wszystko, co potrzebne do namalowania obrazu w oleju i przez całą noc, w biurze, malowałem portret mojej żony. Bardzo się jej spodobał. Po rodzinie rozeszła się fama; zacząłem malować obrazy. Uczyłem się na Salvadorze Dali. Na swój sposób przemalowywałem m.in. słynne zegary. Malowałem dla znajomych i znajomych znajomych, potem dla Rotary - na aukcje, organizowane na balach i koncertach. Żadnego z moich obrazów nie sprzedałem; wszystkie rozdałem. Z kilkudziesięciu zostało mi tylko kilka. Moje najsłynniejsze dzieło to portret znajomej, Małgorzaty Potockiej (duży format, w kolorze), który dałem jej jako niespodziankę na premierze, pierwszej w jej teatrze "Sabat", "Rewia Moja miłość".

Jednak przede wszystkim jestem dumny z portretu papieża Jana Pawła II. Zawsze chciałem go namalować. Dwa dni po śmierci papieża ukończyłem ogromny portret, w oleju. Mój syn szedł w tym roku do pierwszej komunii świętej. Postanowiliśmy, że portret będzie darem dla kościoła, wtedy jeszcze kaplicy na Płudach. Ksiądz powiedział, że to wspaniały obraz i powiesi go, gdy zostanie wybudowany nowy kościół. Niedawno pojechałem tam na mszę świętą. Wprost osłupiałem, gdy zobaczyłem po lewej stronie ołtarza ogromny portret Matki Boskiej, po prawej - moje dzieło.

Namalowałem też wielki, czarno-biały autoportret. Mam mało wolnego czasu, więc maluję głównie po nocach; zmieniam techniki. Podczas wizyty w "Aptece Sztuki" padł pomysł, który miałby zintegrować rotarian z Polski, malujących hobbystycznie: chcę ich zachęcić do wspólnego działania, do corocznego wernisażu w tej galerii. Jeszcze za wcześnie o tym mówić, ale marzy mi się wernisaż z aukcją, z której pieniądze przeznaczymy dla "Apteki Sztuki". Zacząłem kontaktować się z tymi, którzy malują. Będzie też fotografia, a może też inne rodzaje sztuki.

Co Pana skłoniło do wstąpienia do Rotary; kiedy to było?

To był rok 1996. Przymierzałem się już rok wcześniej. Mój wspólnik był rotarianinem i on mnie zachęcił. Pierwszy argument: zaufany wspólnik mnie poleca; drugi: do Klubu Rotary wstępuje się jako człowiek - to jest wartością, a nie pieniądze, jak w klubach biznesmenów. W Rotary są nie tylko biznesmeni, ale wszystkie zawody, np. lekarze, prawnicy itd. Zostali członkami klubu po dużej selekcji, są wiarygodni. Po latach mogę stwierdzić, że czuję się wśród nich jak w rodzinie. Od razu jesteśmy na ty, pomagamy sobie, choć osobiście znamy się tylko w gronie klubowym. U nas nie ma wyrywania pieniędzy, nie ma obłudy. Będąc fajną społecznością, pomagamy innej społeczności - ludziom potrzebującym. To wartość sama w sobie.

Jak udał się rodzinny piknik integracyjny, zorganizowany 12 września przez Szkołę Podstawową nr 154 przy ul. Leśnej Polanki, sponsorowany przez Klub Rotary Warszawa Józefów?

Po pierwsze - sponsorowało Rotary; po drugie ja, jako prezydent, a jednocześnie rotarianin, ufundowałem różne atrakcje typu buggy i główną nagrodę w loterii - rower, który okazał się wielkim hitem. Sam piknik był rewelacyjny, choć w ciągu dnia spadł ogromny deszcz. Potem się wypogodziło i dzieci znów mogły jeździć na buggy i quadach, choć przy tym trochę się ubłociły. Sprzedano 400 losów na loterię, w której główną nagrodą był rower. Loterie i aukcję poprowadził mój kolega z Rotary i przyszły prezydent Klubu, aktor Robert Tondera. W ciągu pół godziny sprzedał kilkanaście obrazków, namalowanych przez dzieci i pracowników szkoły - za około półtora tysiąca złotych. Po prostu cud i fachowiec w jednym. Zrobiła się taka atmosfera, że każdy chciał wydawać pieniądze na cel pikniku: dofinansowanie do wycieczek, zakup przyborów szkolnych i obiadów dla dzieci z Centrum Samotnej Matki z dzieckiem Markot-Bajka. One chodzą do SP 154, ale nie mogą jechać na "zieloną szkołę" ani na wycieczki, nie chodzą do teatru, nie jedzą obiadów w szkole. Serce się kraje na widok tego, jak odstają od pozostałych uczniów.

Jest Pan trzecim prezydentem Klubu Rotary Józefów, związanym z Pragą; czy będzie Pan się starał o szczególną pomoc dla instytucji i ludzi z tej części miasta?

Próbuję to robić. Prawobrzeżna Warszawa to moje lokalne społeczeństwo. Wiadomo, że każdy chce pomóc tam, gdzie zna towarzystwo, bo wtedy jest to wiarygodne. Praga ma u mnie pierwszeństwo. Nie uprawiam jednak prywaty. Wszystkie wydatki zatwierdza zarząd. Zacząłem od tego pikniku, teraz próbuję nawiązać współpracę z uczelnią Koźmińskiego, by wspólnie wyszukiwać wybitnych uczniów szkół średnich, którzy potem będą studiować na tej uczelni. To na razie pomysł, by zdolnym, biednym uczniom fundować stypendia. Będący dziś na wysokich stanowiskach absolwenci Koźmińskiego, w przyszłości zaoferują im pracę.

Jakie działania Rotary z poprzednich kadencji będzie Pan kontynuował, co nowego Pan zaproponuje?

Są w naszej działalności punkty stałe, takie jak koncerty (najbliższy - 12 października) - wspólnie z Fundacją "Mam Marzenie", chcemy spełnić marzenia chorych dzieci, bale walentynkowe (13 lutego 2010) - "Bal pod gwiazdami" dla dzieci niewidomych, bo już tych gwiazd najprawdopodobniej nie zobaczą. Skończyły się projekty z poprzedniej kadencji: ambulans dla Fundacji "Otwarte Drzwi", urządzenie do resuscytacji noworodków dla Szpitala Praskiego. W ramach nowych projektów sponsorujemy stypendia dla wybitnych, ale biednych tancerzy.

Czy myśli Pan o tym, by z Klubu Rotary Warszawa Józefów wydzielić Klub Warszawa Praga?

Powstanie nowego Klubu, rozczłonkowanie działającego, jest sprawą dosyć trudną. Trzeba wszystko budować od początku. Trzeba pamiętać, że Klub opiera się dosłownie na kilku filarach: założycielach, którzy kontynuują tradycję oraz na młodych, mocno zaangażowanych.

Czy u swoich dzieci zauważył Pan zainteresowanie działalnością Rotary; czy są sygnały, że kiedyś będą kontynuować Pana dzieło?

Moje dzieci: Kuba (13 lat) i Natalia (9 lat) zawsze chętnie, wraz ze mną, pomagają innym. Kiedyś pomagaliśmy nowemu przedszkolu moich dzieci. Kuba będąc w szkole z dziećmi z Centrum Samotnej Matki chętnie im pomaga oddając np. ubrania lub zapraszając ich do kina. Dowód, że syn myśli podobnie jak ja, mieliśmy na pikniku. W przeddzień imprezy wziąłem go jako fachowca przy zakupie roweru na loterię fantową. Wybraliśmy super rower "górala", który bardzo się Kubie spodobał. Mówił, że chciałby taki mieć, marzył o nim, całą noc nie spał. Za własne pieniądze mój syn kupił kilkadziesiąt losów. Można powiedzieć: pech chciał, że to on wylosował główną nagrodę. Podszedł do prowadzącego Roberta Tondery, wziął od niego mikrofon i powiedział, że chciałby ten rower przekazać na dalsze losowanie, że się go zrzeka. Argumentował, że jest synem sponsora, że są dzieci biedniejsze od niego. Oddał nagrodę, dostał brawa. Rower wylosowało dziecko z pierwszej klasy.

Poproszę o trochę szczegółów o najbliższej imprezie Klubu Rotary Warszawa Józefów.

Będzie to X koncert charytatywny, zatytułowany "Kocham Cię". Odbędzie się 12 października o godz. 19 w teatrze "Bajka" przy ul. Marszałkowskiej 138. Wystąpią między innymi: Stanisława Celińska, Ada Biedrzyńska. Lidia Stanisławska, Jacek Frankowski, Kabaret OT.TO, Grupa Taneczna Volt Augustyna Egurroli. W programie jest także licytacja statuetki Marka Koterskiego "Orzeł 2007". Serdecznie zapraszam na ten koncert.

Dziękuję za rozmowę.


Rozmawiała Zofia Kochan

10132