Prosto z mostu

Karty na kartki


Przeżyłem ostatnio deja vu, jak w ostatnim filmie Juliusza Machulskiego. Przeżyłem przez chwilę PRL. Będąc na zakupach w wolskim Auchan, dostrzegłem na półce stuwatowe żarówki, których produkcja jest zakazana od września tego roku. Półka była dość oddalona od całej "uliczki" ze sprzętem elektrycznym, sprawiała wrażenie wyprzedaży. Porwałem ostatnią paczkę 10 żarówek i pobiegłem do kasy. Kasjerka stanowczym tonem poinformowała mnie, że może mi sprzedać najwyżej 5 żarówek - tak zarządziło kierownictwo. Pamiętałem z czasów realnego socjalizmu, co robić w takim przypadku, i szybko odparłem, że jestem z drugą osobą - wskazałem na stojącą obok narzeczoną - a zatem przysługuje nam w sumie 10 sztuk. Kasjerka czasów PRL nie pamiętała, wezwała więc na pomoc swoją szefową. Po kilku minutach szeptanej narady panie ustaliły, iż mogą nam sprzedać w sumie 10 żarówek, pod warunkiem, że z dwoma oddzielnymi paragonami.

Dlaczego o tym wszystkim piszę w miejscu, w którym najczęściej zajmuję się sprawami warszawskiego samorządu? Od kilku tygodni osoba, której zawdzięczam możliwość zakupu owych dodatkowych pięciu żarówek, stara się o spersonalizowaną warszawską kartę miejską. Wydawało się, że najłatwiej będzie ją uzyskać składając zamówienie przez internet. Na stronie internetowej Zarządu Transportu Miejskiego należy wprowadzić swoje dane oraz przesłać drogą elektroniczną zdjęcie. Po kilku dniach karta jest do odbioru we wskazanym przy składaniu zamówienia miejscu. Proste i piękne? Tak było kilka miesięcy temu, zanim zaczął się najazd klientów na kasy ZTM, spowodowany zbliżającym się terminem obowiązkowej wymiany kart. Opisywałem niedawno ten problem, wynikły z braku przygotowania służb miejskich do operacji wymiany kilkuset tysięcy kart należących do osób jeżdżących komunikacją miejską.

Okazuje się, że władze miasta mają większe doświadczenie w reglamentacji deficytowych towarów niż personel sklepu z żarówkami. Po kilku dniach (sic!) od wysłania zdjęcia otrzymaliśmy mail - "automatyczną odpowiedź" ZTM, który z przykrością informował, że zdjęcie nie spełnia kryteriów (zdjęcie ma być dowodowe na jasnym, jednolitym tle). Nie informował jednak, których kryteriów nie spełnia. Próba została zatem ponowiona z innym zdjęciem, ale z identycznym skutkiem. I jeszcze raz. Nie muszę Państwa zapewniać, że za trzecim razem zdjęcie spełniało normy ZTM co do piksela. Skutek ten sam.

Moje zdziwienie było wielką naiwnością. Po prostu, władze miasta w ten sposób rozładowują kolejkę. To znacznie efektywniejsze niż reglamentacje, przydziały i kartki. Obywatelu - sam sobie jesteś winien, złożyłeś niedoskonałe dokumenty w urzędzie...


Maciej Białecki
Stowarzyszenie "Obywatele dla Warszawy"

www.bialecki.net.pl
4973