Szum medialny

Zapewne wielu z Państwa zastanawia się, po co politycy koalicji PiS, LPR i Samoobrony wytwarzają celowo tak wiele szumu medialnego wokół siebie. Konferencja prasowa goni konferencję. Politycy jak gejzery wyrzucają z siebie tysiące pomysłów, mających nas uszczęśliwić, wprawić w dobry humor i zadowolenie. Tak naprawdę stosują po prostu klasyczne zasłony dymne, aby kolejnymi newsami zdjąć z porządku dziennego i pierwszych stron gazet tematy drażliwe, wywołujące reakcje przeciwne do oczekiwanych przez rządzących. Przykłady? Bardzo proszę. Strajki lekarzy, protesty nauczycieli, tarcza antyrakietowa, rozpoczęcie przez polskich żołnierzy działań bojowych w Afganistanie - to tematy dla rządzących wyjątkowo drażliwe. Trwa także kolejne darcie szat na Rzeczypospolitej, które szumnie się nazywa odnowieniem umowy koalicyjnej. Koalicjanci wiedzą, że PiS chce sobie zapewnić wybór prezesa Najwyższej Izby Kontroli na kolejną 6-letnią kadencję oraz przeforsować kilka ustaw gospodarczych zwanych pakietem Kluski, z którymi nie za bardzo zgadza się zarówno LPR, jak i Samoobrona. W zamian za wspólne głosowanie Giertych żąda zgody na blokowanie list wyborczych i obniżenia w ramach bloku progu wyborczego do 3%, co daje mu cień szansy na wejście po plecach PiS do kolejnego Sejmu. Lepper oczekuje bezkarności, kolejnych stanowisk dla swoich i nieprzeszkadzania mu w obsadzie stołków w agencjach rządowych, nad którymi już wcześniej przejął kontrolę. Czym natomiast jest karmiona opinia publiczna, aby odwrócić uwagę od tych wydarzeń? Posłowie wyprodukowali projekt ustawy, bez szans na uchwalenie przez Sejm, zakazujący palenia w miejscach publicznych, a nawet we własnych samochodach, wicepremier Giertych wywołuje kolejny medialny temat osobnych klas oraz szkół męskich i żeńskich. PiS, który nie może pogodzić się z porażką wyborczą w Warszawie chce zmiany ustroju na metropolitarny, w którym Warszawa mogłaby zostać zdominowana przez powiaty ościenne. Co jakiś czas opinii publicznej rzucane jest kolejne nazwisko z bogatego archiwum IPN, a po cichutku służby robią swoje. W ramach wojny z lekarzami przejęto kilka tysięcy kartotek medycznych ze szpitala na Wołoskiej, gdzie od lat leczą się wszystkie najważniejsze osoby w państwie, wspomniany wcześniej IPN mimo wyroku Trybunału nie chce zwrócić ponad 100 000 oświadczeń lustracyjnych, które do niego wpłynęły. Walka o władzę i wpływy w ramach rządowej koalicji trwa w najlepsze. Aby to ukryć, wywołuje się szum medialny.

Rywalizuje także opozycja. Ostatnio PO ogłosiła, że ma przygotowany program i jest gotowa do przejęcia władzy, siły centrolewicy wzmocnił Aleksander Kwaśniewski, który stanął na czele Rady Programowej LiD. Przyszłość zapowiada się ciekawie.

A co w naszym praskim samorządowym grajdołku? Na 18 czerwca została zapowiedziana sesja rady dzielnicy, której porządku obrad, jak zwykle, nie ma. Podobno ma się pojawić projekt uchwały stwierdzającej wygaśnięcie mandatu radnego Tadeusza Szewczyka. Nie bardzo wierzę, aby ta rada zdominowana przez PiS i PWS taką uchwałę przyjęła. Oznaczałoby to, ni mniej ni więcej, tylko przyznanie się radnych prawicy do bezprawnych działań prowadzonych przez nich po 12 marca br. Na nic zdałoby się wytwarzanie szumu medialnego na konferencjach prasowych organizowanych dość często przez przewodniczącego Wachowicza i PiS-owskich "burmistrzów" w obronie rzekomo zagrożonej demokracji. Radni PiS i PWS, aby odsunąć nieuchronne, zapewne nie zrobią nic i pozostawią decyzję PiS- owskiemu wojewodzie, a ten - jeśli chodzi o interesy prawicy - zawsze ma czas. Pat zapewne więc będzie trwał. Sytuacja jednak ulega zmianie. Rezygnacje z funkcji, na które zostali wybrani z naruszeniem prawa, zgłosili podobno wiceburmistrzowie Falkowski i Wojdak. Posługując się językiem Sienkiewicza, o którym też ostatnio głośno, rezygnują z Niderlandów, których nigdy nie posiadali. Ten pierwszy chce powrócić na zajmowane poprzednio stanowisko naczelnika wydziału administracyjnego - gospodarczego, bowiem na to stanowisko został ogłoszony w urzędzie konkurs, o tego drugiego już wcześniej zadbał wojewoda powierzając mu kierowniczą funkcję w warszawskim SPHW. Na placu boju pozostał zatem sam Artur Marczewski, który jednoosobowo nie może, choćby chciał, uważać się za zarząd dzielnicy. Sesja 18 czerwca może się więc przerodzić w kolejny spektakl, w trakcie którego będziemy odwoływali wirtualnych wiceburmistrzów i powoływali kolejnych. Oby nie. Być może, także chodzi o wywołanie kolejnego szumu medialnego wokół Pragi.

PS. Nadal uważam, że na Pradze powinny odbyć się przedterminowe wybory.


Ireneusz Tondera
Radny Dzielnicy Praga Północ
Lewica i Demokraci
6519