Lewa strona medalu

Dekret Bieruta

W październiku 1945 roku ogłoszony został tzw. dekret Bieruta, który likwidował prywatną własność gruntów w Warszawie. Ówczesne władze państwa tłumaczyły, że była to decyzja niezbędna do szybkiego podźwignięcia Warszawy z ruin. Dotychczasowi właściciele mieli 6 miesięcy na wystąpienie z wnioskiem o przyznanie własności czasowej (zwanej później wieczystym użytkowaniem) lub prawa do zabudowy. Gdy taki wniosek nie został złożony w terminie lub został rozpatrzony odmownie, nieruchomości znajdujące się na danym gruncie również przechodziły na rzecz gminy. Złożone wnioski były rozpatrywane do końca lat 70., ale wiele z nich nie zostało rozpatrzonych do dziś. W Warszawie jest około 2 tysięcy kamienic, co do których wiadomo, że są roszczenia byłych właścicieli bądź ich następców prawnych. Co to oznacza dla miasta?

Przede wszystkim brak możliwości rozwoju. Nikt przecież nie będzie inwestował publicznych pieniędzy w budynki, które mogą wrócić do byłych właścicieli. Z tego właśnie powodu tak wiele pięknych kamienic na Pradze nie jest odrestaurowywanych i remontowanych. Roszczenia powodują także to, że miasto nie może sprzedać wielu atrakcyjnych gruntów, ale nie może też realizować na nich własnych inwestycji. Najbardziej jaskrawy przykład to Pl. Defilad przed Pałacem Kultury, gdzie miało powstać Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Otóż w ciągu najbliższych kilkunastu lat nie powstanie właśnie dlatego, że jest nieuregulowany stan prawny tego gruntu. A regulacje ciągną się latami, chyba że biorą się za to ci, którzy uczynili z tego główny sposób zarabiania na życie. Skupują od byłych właścicieli roszczenia za 10-20% ich wartości, a potem sobie tylko znanymi sposobami doprowadzają do zwrotu tych nieruchomości przez urząd miasta lub sądy. Oczywiście, już na swoją rzecz.

I tu zaczyna się kolejny i największy dramat w całej tej sytuacji. Otóż kamienice zwracane są wraz z… ich lokatorami. Tymi, którzy mieszkają tam od kilkudziesięciu lat w mieszkaniach przyznanych po wojnie przez gminę. Nagle ci ludzie dowiadują się, że ich dom został zwrócony byłym właścicielom lub cwaniaczkom, którzy to roszczenie wcześniej kupili. Dalej scenariusze są dwa: albo nowy właściciel podwyższa kilkukrotnie czynsz i lokatorzy na to się godzą, albo robi wszystko, żeby lokatorów przepędzić, stary budynek wyburzyć i postawić w to miejsce apartamentowiec. Każda z tych sytuacji oznacza dramat dla wielu rodzin, zwłaszcza dla tych, których nie stać na wyższy czynsz, a tym bardziej nigdy nie będzie stać na zakup własnego lokum. Zaczynają się więc zaległości, potem eksmisje i w efekcie wielu normalnie żyjących dotąd ludzi nagle zostaje bez dachu nad głową. Najgorsze, że miasto nie potrafi przyjść im z żadną pomocą, bo budowa nowych mieszkań kuleje. Zresztą, nawet gdyby szła zgodnie z obietnicami wyborczymi pani prezydent, to i tak ciężko byłoby nadążyć za zwrotami kamienic, których wór się ostatnio rozwiązał. A będzie jeszcze gorzej, bo Trybunał Konstytucyjny orzekł, że właściciele wszystkich gruntów przejętych po 1958 roku na mocy dekretu Bieruta mają prawo do odszkodowania. To oznacza, że miasto będzie byłym właścicielom nie tylko oddawać kamienice, ale również wypłacać odszkodowania, których łączna suma w Warszawie może iść w dziesiątki, albo i setki miliardów złotych! W ten sposób prowadzona reprywatyzacja doprowadzi więc do finansowej zagłady stolicy, co w połączeniu z coraz większą rzeszą poszkodowanych utratą mieszkań lokatorów musi zakończyć się katastrofą.

Sebastian Wierzbicki
wiceprzewodniczący
Rady Warszawy
(Klub Radnych SLD)
www.sebastianwierzbicki.pl

4468