Prosto z mostu
Maciej Białecki
Towarzysze naszej podróży
Wiosna w Warszawie polega także na tym, że w autobusach i tramwajach pojawiają się bezdomni. Tak się tu ich nazywa. Nie są to osoby cierpiące na brak dachu nad głową, prawdziwie ubodzy mieszkańcy miasta, lecz kloszardzi - bezdomni często z wyboru, z gatunku tych, co wyszli z domu i nie wrócili. Nadają miastu specyficzną atmosferę, mimo iż nie ma ich wielu. Jest ich w stanie wymienić zapewne każdy policjant z komisariatu na Dworcu Centralnym.
Warszawski kloszard to osobistość trochę inna od swojego pierwowzoru, pamiętnego z filmu "Paryski włóczęga". Bezdomni, których omijałem w paryskim metrze, nie śmierdzieli na dwadzieścia metrów. Gdy natomiast warszawski kloszard, zamroczony alkoholem (lub raczej innym, tańszym płynem o niewielkiej zawartości wody) wtoczy się do autobusu, pasażerowie odsuwają się natychmiast. Dzięki bijącemu od niego potwornemu fetorowi nie ma kłopotu ze znalezieniem miejsca siedzącego, a nawet kilku wolnych miejsc. Siada spokojnie w kącie pojazdu i opuszcza sennie głowę, nie zwracając uwagi na zamieszanie, które wywołał.
Takie scenki zdarzają się dość często. W podobny sposób bezdomni zagospodarowują wiaty na pętlach autobusowych i tramwajowych, uniemożliwiając korzystanie z nich pasażerom. Kwatera główna to jednak zdecydowanie Dworzec Centralny.
Ostatnio "Gazeta Wyborcza" wzięła w obronę bezdomnego, którego nie chciano wpuścić do dworcowej toalety. "Jeśli toaleta jest płatna i to w takim miejscu jak Dworzec Centralny, to czy nie powinna być dostępna dla każdego, kogo na to stać?" - pisze afektownie dziennikarka. Nie powinna być, a dziennikarka powinna wiedzieć, że toalety dworcowe nie służą bezdomnym tylko do załatwiania się, podobnie jak wiaty autobusowe nie służą im do czekania na autobus.
W Warszawie nie brakuje noclegowni, w których oprócz łóżka z czystą pościelą można otrzymać ciepły posiłek, poradę lekarską, prawną i psychologiczną. Typ, którego tu opisuję, nie jest tym jednak zainteresowany. W noclegowni nie może bowiem spożywać swoich ulubionych płynów odurzających. Noclegownie są też oddalone od miejsc, w których łatwo mu o zarobek.
Dworce, przystanki i środki komunikacji publicznej nie są przytułkami dla bezdomnych. Rozdawanie posiłków, a nawet pomoc ambulatoryjna - z wyjątkiem pilnych przypadków - powinny być tam zabronione. Jedyną dopuszczalną formą pomocy powinno być konsekwentne odtransportowywanie ich do szpitala lub noclegowni. Tylko tak można pomóc i im, i Warszawie.
Stowarzyszenie
"Obywatele dla Warszawy"
www.bialecki.net.pl